Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do 3 razy sztuka?

Marzena Domaradzka, 22 października 2004 r.
O napadzie na sklep "Netto" pamięta się w Gryficach do dziś. 20 grudnia 1999 r. dwóch zamaskowanych napastników zaatakowało kierownika sklepu. Związali mężczyznę i wynieśli z kasy około 94 tys. złotych oraz bony towarowe o wartości 18 tys. złotych.

Pierwsze aresztowania nastąpiły trzy tygodnie później. Gryficka policja zatrzymała wówczas 20-letniego Tomasza Sz. oraz 26-letniego Sebastiana B. Mężczyźni trafili do aresztu. Po dwóch miesiącach wyszli za kaucją. Nie przyznawali się do winy.

Tak zaczyna się historia pięćdziesięciu miesięcy niepewności, nadziei i ciągłego wyczekiwania. Mężczyźni stanęli dwukrotnie przed gryfickim sądem rejonowym. A ten za każdym razem wydawał wyrok uniewinniający. Prokurator rejonowy do dziś nie daje za wygraną. Wnosi kolejną apelację. W tej chwili toczy się trzecia rozprawa przed gryfickim sądem.

- Nie wiemy już co robić. W tym roku minie piąty rok, my mamy na koncie dwa uniewinnienia a ciągle nie jesteśmy pewni dnia ani godziny - mówią Tomasz i Sebastian, którzy zechcieli opowiedzieć swoją historię.

Napastników było dwóch

20 grudnia. 5.30. Dwóch zamaskowanych mężczyzn wdziera się do gryfickiego "Netto". Jak zezna później poszkodowany, sam otworzył napastnikom drzwi, bo pomyślał, że to poranna dostawa pieczywa. Sprawcy grożąc pistoletem wymuszają klucze od sejfu. Związują ofiarę, zaklejają taśmą usta. Zabierają z kasy 94 tys. złotych. Łup jest pokaźny, bo w sklepie znajdują także bony towarowe o wartości 18 tys. złotych.

Ludzie w Gryficach przez najbliższe dni nie będą mówić o niczym innym. Do końca roku śledztwo nie przynosi zbyt wielu odpowiedzi. Sprawcy przebywają nadal na wolności. W pierwszym tygodniu stycznia 2000 roku jeden z policjantów przesłuchuje brata poszkodowanego. Jacek R. zeznaje, że napadu rzekomo dopuścili się Sebastian B. i Tomasz Sz.

Skąd to wie? Świadek zeznaje, że powiedział mu o tym kolega Krzysztof O. Ten zaś o sprawie dowiedział od znajomego Jacka K. Ten ostatni okaże się w sprawie jedną z kluczowych postaci. To właśnie on zezna, że Sebastian oraz Tomek, którego jest dalekim kuzynem - planowali napad.

Nie przyznają się do winy

Aresztowani od początku zaprzeczają zarzucanym im czynom. - Sprawa od początku toczyła się w dziwny sposób - mówi Tomasz Sz. - Aresztowali nas 14 stycznia. Nie posiedzieliśmy na dołku nawet 72 godzin już postawiono nam zarzuty, które oparto na zeznaniach Jacka K. - mówi nasz Czytelnik.

Jacek K. jest dalekim kuzynem Tomka. Jak mówi nigdy nie darzyli się wielką sympatią, mimo to nieraz spotykali się w gronie kumpli.
- Mieliśmy kilku kolegów w Netto. Opowiadali nam ile jest pieniędzy w kasie, że na przykład danego dania był szalony utarg. Nie raz marzyliśmy, jakby się człowiek obłowił, gdyby zrobił skok na taki sklep. W gronie kumpli, czasem przy piwie człowiek ma fantazje. Tak właśnie zaznaliśmy przed sądem, jednak nie oznacza, to że zrobiliśmy ten napad - mówi Sebastian.

Jacek K. zeznał, że mężczyźni planowali napad. A Tomasz proponował mu rzekomo, by za 2000 złotych zawiózł jego i Sebastiana do Szczecina zaraz po napadzie. Jak mówi w ostatniej chwili zrezygnował.

- Jacek w jakiś czas po napadzie przyszedł do mnie i powiedział, że jak mu dam 5 tys. złotych to nie powie o tym, że niby zrobiliśmy napad. Odprawiłem go z kwitkiem. Nie podejrzewałem niczego złego - wspomina Tomasz.

Mężczyźni twierdzą, że prokuratura na pierwszym etapie śledztwa nie przesłuchała wszystkich świadków. - W dniu napadu piłem całą noc z piątką kolegów w knajpie "Piekiełko".

Sąd nas uniewinnił

W czasie dwóch kolejnych rozpraw, mimo starań prokuratury, Sąd Rejonowy w Gryficach uznał Tomasza i Sebastiana za niewinnych. W czasie pierwszego procesu, który odbywał się w styczniu 2001, na ławie oskarżonych zasiadł także kolega Sebastiana i Tomasza - Krzysztof K. Chłopak w tamtym czasie był kasjerem w Netto.

Prokurator zarzucił mu, że ułatwił swoim kolegom napad udzielając dokładnych informacji o miejscu przechowywania pieniędzy oraz wielkości utargu.

Na pierwszej rozprawie, podobnie jak Sebastian i Tomasz, został uniewinniony. W czasie drugiego procesu, który odbył się po apelacji prokuratora Krzysztof K. dostał karę dwóch lat więzienia.

- Ten proces oparł się tylko na poszlakach. Prokurator nie zdobył żadnych dowodów, że to my. Nawet kierownik sklepu, zeznał, że nas nie rozpoznaje, że napastnicy byli bardzo szczupłej budowy ciała i sporo niżsi - mówi Sebastian.

31-latek przez ostatnie pięć lat żyje na walizkach. Pracuje za granicą. Głównie w Holandii. Niczego nie planuje. Nie urządza. Bo po doświadczeniach ostatnich pięciu lat nie wie, co może go jeszcze spotkać.

- To prawdziwa męczarnia. Żyjemy od sprawy do sprawy, nie mogę uporządkować życia - dodaje Tomek. Dziś jest studentem piątego roku zarządzania i ekonomii na Uniwersytecie Szczecińskim. Gdy doszło do napadu był na drugim roku. Musiał na jakiś czas przerwać studia. Na szczęście dziekan nie robił mu żadnych trudności. Chcą by wreszcie sprawa znalazła swój ostateczny finał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński