MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czy księgowa przekona sąd, że pacjenci płacili zgodnie z prawem? Proces w sprawie Fundacji Pomocy Transplantologii

Mariusz Parkitny
Sędzia Małgorzata Puczko ma do przesłuchania 20 oskarżonych i dziesiątki świadków, głównie pacjentów
Sędzia Małgorzata Puczko ma do przesłuchania 20 oskarżonych i dziesiątki świadków, głównie pacjentów Mariusz Parkitny
Księgowa Fundacji Pomocy Transplantologii w Szczecinie ma w czwartek wyjaśniać, jakie były losy pieniędzy wpłacanych przez pacjentów. Prokuratura twierdzi, że część trafiała do lekarzy w zamian za przyspieszenie operacji.

Fundację założyli przed laty lekarze ze szpitala w Zdunowie. Z przekazywanych pieniędzy finansowano m.in. sprzęt dla lecznicy. Ale według śledczych część środków trafiała bezprawnie do lekarzy, gdy obiecywali pacjentom szybsze operacji bariatryczne (zmniejszające objętość żołądka).

- Wpłaty pacjentów przyjmowane były na rachunek fundacji i za jej pośrednictwem przekazywane w części na rzecz lekarzy zatrudnionych w szpitalu. W rezultacie pacjenci, którzy wpłacili pieniądze, operowani byli w ciągu kilku miesięcy od daty zadeklarowania dokonania takiej wpłaty, natomiast czas oczekiwania dla pozostałych osób na zabieg bariatryczny wynosił średnio około 2 lat. Cały mechanizm wydatkowania środków w ramach fundacji skonstruowany był w sposób pozbawiony transparentności i uniemożliwiający rzeczywistą kontrolę nad tym, jak środki są wydatkowane - oskarża prokuratura.

Dlatego oprócz ponad 20 pacjentów, prokuratura postawiła zarzuty także lekarzowi, który wykonywał operacje, dwóm prezesom fundacji oraz księgowej. Proces ruszył niedawno.

Księgowa ma wyjaśniać (o ile nie zdecyduje się na skorzystanie z prawa do odmowy wyjaśnień) jak wyglądała sprawa wpłat od pacjentów. W poniedziałek sąd przesłuchał dr Krzysztofa K., wybitnego chirurga, któremu prokuratura zarzuca korupcję w związku z działalnością fundacji. Lekarz przekonuje, że wszystko działo się zgodnie z prawem i zapobiegało tworzeniu się większych kolejek na operację.

- Chętnych do operacji było tak wielu, że kolejka była rozpisana na 4 lata. Część osób rezygnowała w międzyczasie. Zwalniali więc terminy, w które mogły wchodzić osoby, które wpłacały na fundację. W praktyce nie sprawdzaliśmy, czy faktycznie dokonywano wpłat. Był nawet przypadek, że ktoś wpłaci 10 zł - mówił dr K.

- Ale dlaczego nie można było w wolne miejsce przesunąć pacjenta z tej dłuższej kolejki, a nie „fundacyjnej” - dociekała sędzia Małgorzata Puczko.

- Pacjenci fundacyjni mogli się szybciej przygotować do zabiegu, więc termin nie przepadał. Natomiast kolejna osoba z tej długiej listy miałaby za mało czasu, aby się przygotować, bo to często wymagało tygodni badań - odpowiadał dr K.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kadra Probierza przed Portugalią - meldunek ze Stadionu Narodowego

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński