Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Big Brother 2019 da radę w erze patostreamingu i sióstr Godlewskich? Jak zostać celebrytą w świecie internetu?

Witold Głowacki
Czy ktoś, kto marzy o tym, by zostać celebrytą, powinien dziś wziąć udział w nowej edycji Big Brothera, czy raczej otwierać własny kanał na YouTube - o tym rozmawiamy z Janem Zającem, psychologiem społecznym i szefem firmy badawczej Sotrender.

Po osiemnastu latach od swej pierwszej edycji na antenę TVN wraca Big Brother. Czy tego typu program będzie jeszcze komuś potrzebny w epoce, w której w zasadzie każdy z nas może w dowolnej chwili zacząć własną relację z „domu Wielkiego Brata” - choćby sięgając po telefon?
Myślę, że w TVN jest wystarczająco wiele osób naprawdę znających się na rzeczy. Skoro zapadła decyzja o wznowieniu programu, to należy założyć, że została ona poprzedzona odpowiednim rozpoznaniem. Ne sądzę natomiast, żeby ktokolwiek zakładał, że nowa edycja Big Brothera stanie się fenomenem społecznym i kulturowym na miarę tej pierwszej.

Źródło:
TVN

Od 2001 czy 2003 roku jednak mnóstwo się zmieniło. Wtedy taki pan „Gulczas”, czy ktokolwiek inny po miesięcznej obecności w programie stawał się już celebrytą, po a po kilku kolejnych miesiącach mógł startować w wyborach do Sejmu, czy udzielać wywiadów na niemal dowolny temat. Współczesne odpowiedniki pana „Gulczasa” kreują swoją rozpoznawalność i obecność w szeroko rozumianym obiegu jednak chyba w zasadniczo inny sposób. Jako badacz sieci i mediów społecznościowych sporo pan o tym wie.
Dziś przede wszystkim mamy do czynienia ze zdecydowanie większym pluralizmem - i w mediach i szeroko rozumianej kulturze niż w 2001 roku. To był jeszcze moment, kiedy tak naprawdę mieliśmy do dyspozycji tylko kilka głównych kanałów, które oglądał prawie każdy. Zarazem też czas, w którym o programach i wydarzeniach w telewizji rozmawiało się także ze znajomymi - były one wreszcie stałym obiektem zainteresowania innych mediów. Telewizja naprawdę nadawała ton, naprawdę kształtowała wzorce zachowań czy style życia. Pojawienie się „Big Brothera” było wydarzeniem sporej rangi - a widzowie programu mieli bardzo różne motywacje. Część przyglądała się w nim jak w lustrze, część z zapartym tchem czekała na to, co przyniesie kolejny tydzień, a jeszcze inna część oglądała każdy kolejny odcinek, by tylko utwierdzać się w przekonaniu, że mają do czynienia z czymś idiotycznym czy obrzydliwym. Niemniej program przykuwał powszechną uwagę - rozmawiali o nim i prości ludzie, i intelektualiści.

Fot: Valeo

Innowacje technologiczne Valeo dla samochodów przyszłości

Coś takiego jest dziś możliwe?
Czasy się rzeczywiście ogromnie zmieniły. Przede wszystkim upowszechnił się internet, za którego pośrednictwem dociera się do odbiorców zupełnie innymi sposobami niż w telewizji. Część użytkowników sieci telewizji nie ogląda - lub ogląda ją bardzo rzadko. Ale i sama telewizja się zmieniła. Pojawiło się znacznie więcej kanałów mocno wyspecjalizowanych czy wręcz niszowych. Otwierali je zarówno nowi gracze, jak i ci najwięksi tradycyjni nadawcy. W ten sposób nawet z telewizji zaczęliśmy korzystać w znacznie bardziej zróżnicowany sposób. Oczywiście najwięcej zmienił internet. Dziś to właśnie sieć bywa tym, pierwszym głównym, najistotniejszym medium dla odbiorców z najróżniejszych grup wiekowych. Nieco później niż sam internet upowszechniły się kolejne serwisy społecznościowe, które, jak się szybko okazało, pomagają kreować popularność czy rozpoznawalność na równi z tradycyjnymi mediami. Z całą pewnością służą też podtrzymywaniu popularności zdobytej z pomocą innych mediów. Nawiasem mówiąc, zwróćmy uwagę i na to, że wielu popularnych youtuberów czy gwiazd Instagrama ma dziś swoje programy w telewizji, czy rubryki w innych mediach. W tej chwili te światy wzajemnie się przenikają - ktoś kto zdobył popularność w internecie, często dzięki temu dostaje zaproszenie do programu czy propozycję wydania książki.

Tu chyba kluczowy bywa też aspekt finansowy? Program w telewizji to pewny kontrakt, nie trzeba się uganiać za reklamodawcami, walczyć o odsłony, szukać programów partnerskich. O to już zadba stacja.
I tak, i nie. Jesteśmy już w epoce, w której równie dobrze mogłoby być na odwrót - znamy już internetowe osobowości, które w sieci zarabiają znacznie więcej niż byłoby to możliwe w telewizji, nawet przy wyjątkowo dobrym kontrakcie. Oczywiście to nie jest proste. W zdecydowanej większości przypadków nie zarabia się na tych reklamach, które są odtwarzane przy okazji wyświetlania filmików na YouTube. To są stosunkowo niewielkie pieniądze, w dodatku stawki dla polskiego rynku są zdecydowanie niższe niż w wypadku krajów Europy Zachodniej czy Zatoki Perskiej. Trzeba więc grubych milionów odtworzeń, by zarobić w ten sposób jakiekolwiek zauważalne sumy. Dlatego też zarabia się w trochę inny sposób. Choćby występując w reklamach emitowanych w telewizji. Widzieliśmy już wiele kampanii, w których w tradycyjnych mediach występowały gwiazdy wykreowane wyłącznie w sieci. Zarabia się także wydając i sprzedając książki - co przecież celebryci robili również przed erą internetu. Są też i takie metody, jak sprzedaż bluz, koszulek, czapeczek itp. z własnym logo - to jest możliwe wtedy, gdy można już mówić o realnej własnej marce youtubera czy blogera. Powstają wreszcie sieci youtuberów, którzy łącząc swoje siły wspólnie negocjują udział w kampaniach reklamowych - w ten sposób znacząco rośnie szansa na lepsze warunki takiego kontraktu.

To dobry moment, by wrócić do Big Brothera. Marzy nam się sława, rozpoznawalność i pieniądze. Innymi słowy - chcemy zostać celebrytą, osobą znaną z tego, że jest znana. Rzecz jasna jesteśmy w stanie wystawić na sprzedaż sporą część swojej prywatności. I mamy rok 2019. Co powinniśmy zrobić? Czy mamy większe szanse na spełnienie tych marzeń startując w Big Brotherze, czy może lepiej powinniśmy otwierać właśnie swój kanał na YouTube?
A dlaczego nie zrobić jednego i drugiego? A nawet jednego, drugiego, trzeciego i czwartego? Pod jednym względem nic się nie zmieniło. Determinacja nadal odgrywa tu kluczową rolę. Na miejscu hipotetycznego przyszłego celebryty nie lekceważyłbym w każdym razie możliwości wzięcia udziału w takim programie. Telewizja nadal może być realną dźwignią do popularności - którą można zdyskontować i zwielokrotnić w internecie. Z drugiej strony dziś i telewizje coraz bardziej zabiegają o udział w ich programach tych internetowych celebrytów. Robią to choćby po to, by otwierać się na nowych widzów, przyciągnąć odbiorców z młodszych grup docelowych. Mój współpracownik i przyjaciel mawiał ładnych kilka lat temu, że stwierdzenie, że Internet może dać prawdziwą popularność będzie możliwe dopiero wtedy, kiedy zobaczymy instagramerkę czy blogera w Tańcu z Gwiazdami. Tymczasem dziś to już jest rzeczywistość.
Celebryci internetowi ścigają się już z tymi telewizyjnymi? Przynajmniej pod względem podziału tortu reklamowego?
To nie musi być wyścig, można mówić o wzajemnym uzupełnianiu się obu światów. Internet zdecydowanie zwiększa pulę osób na tyle rozpoznawalnych czy popularnych, że mogących być twarzami kampanii reklamowych. A ich stosunkowo niewielkie „ogranie” w tradycyjnych mediach może być dodatkowym atutem. Proszę pamiętać że z perspektywy marketingowca promującego na przykład coca colę ogromne znaczenie ma to, czy osoba którą chciałby wykorzystać w kampanii, nie była przypadkiem jakiś czas temu twarzą kampanii Pepsi - albo, tym bardziej, kampanii piwa czy wódki. Kwestia świeżości i ogrania miała też oczywiście znaczenie w kampaniach prowadzonych w mediach tradycyjnych, ale w ciągu ostatnich lat zaszły tu znaczne zmiany. Marki starają się tworzyć swoje grupy docelowe nie tylko w oparciu o demografię - jak to robiły kiedyś - ale przede wszystkim w odniesieniu do stylu życia. To zresztą bardzo naturalny proces. Przecież w wyniku przemian społecznych i cywilizacyjnych jesteśmy w coraz mniejszym stopniu uwarunkowani czynnikami demograficznym. Coraz większe znaczenie odgrywają inne kwestie. Choćby hobby - tna przykład akie jak bieganie. To wielki rynek dla firm produkujących sprzęt, buty do biegania czy sponsorujących imprezy związane z bieganiem, maratony itd . Ale też okazja dla wielu innych branż. Bo na przykład warto pokazać w kontekście biegania coś zdrowego do jedzenia. Suplementy diety, napoje izotoniczne. Albo też serwisy z audiobookami, czy streamingujące muzykę. A przecież w wypadku biegaczy trudno mówić o jakiejś dominującej grupie wiekowej czy choćby majątkowej. Biegają młodsi, starsi, biedniejsi i bogatsi. A łączy ich to, że są biegaczami. To, że razem biegną półmaraton, będzie dla nich znacznie ważniejszym znakiem wspólnej identyfikacji niż wiek czy stan portfela. Zarazem będzie to determinować ich wybory konsumenckie - niezależnie od tego, ile mają lat, czy mieszkają na wsi, czy w mieście, czy są bogatsi, czy biedniejsi, lepiej czy gorzej wykształceni. Przy planowaniu kampanii niektórych marek czy produktów będzie to miało kluczowe znaczenie. W pewnych obszarach, w których istotne będą bardzo konkretne grupy docelowe, to właśnie internet ze swoją pulą osób rozpoznawalnych często w bardzo konkretnych niszach, stwarza zupełnie nowe możliwości. Jeszcze 18 lat temu należało po prostu mieć worek pieniędzy i wydać je na serię reklama - najlepiej tuż po dzienniku TVP, albo w właśnie w przerwie Big Brothera - a to zapewniało natychmiastowe dotarcie do milionów widzów. Ale teraz nie jest to już takie proste. O naszą uwagę konkuruje dziś wielokrotnie więcej najszerzej rozumianych mediów niż wtedy.

Fot: Valeo

Innowacje technologiczne Valeo dla samochodów przyszłości

Właśnie, te 18 lat temu Big Brother był czymś zupełnie nowym, w jakimś sensie przekraczał ówczesne dopuszczalne granice i pewnie dlatego aż tak angażował powszechną uwagę. Pamiętam jeszcze jak przez mgłę te wszystkie skandale, kiedy padały tam wulgaryzmy, ktoś odsłaniał kawałek ciała, czy też znalazł się z osobą płci przeciwnej pod prysznicem. Nie wiem, czy będzie to aż tak poruszające w epoce, w której furorę robią patostreamingi?
To chyba słuszna uwaga. Internet rzeczywiście zdążył w tej materii pójść o wiele dalej.

W czasach pierwszego Big Brothera telewizja nadawała ton. Dziś stała się jednym z wielu mediów konkurujących o naszą uwagę

Czy patostreamerzy, ci cokolwiek upiorni następcy gwiazd pierwszych edycji Big Brothera, pojawiają się w czołówce publikowanych przez pańską firmę rankingów popularności kanałów na Youtube?
Tak, niejednokrotnie.

W tej pierwszej dwudziestce także? Przepraszam, że tak dopytuję, ale po prostu nie mam pojęcia czym zajmuje się znaczna część liderów tego rankingu. Zacząłem googlować.
(śmiech). Ja też czasem muszę sprawdzać. Ale tak, patostreamerzy też osiągali aż tak wysokie wyniki oglądalności.

Tu trzeba zaznaczyć, że żeby trafić do tej czołówki, trzeba mieć grubo powyżej miliona subskrybentów.
Owszem, choć w ostatnich latach liczba subskrybentów liczy się coraz mniej - o wiele ważniejsza staje się pod każdym względem liczba odtworzeń filmów. W wypadku patostreamerów to także bardzo poważne liczby.

Ciekawe, czy przy takich zasięgach patostreaming mógłby być atrakcyjny reklamowo?
Myślę, że znalazłyby się nieliczne i bardzo specyficzne marki, dla których mogłoby to być korzystne. Ale generalnie groziłoby to budową bardzo niebezpiecznych i niekorzystnych skojarzeń. Zastanawiam się, kto mógłby być czymś podobnym zainteresowany, chwilowo nic mi nie przychodzi do głowy. Myślę, że nawet producent, powiedzmy, bardzo taniego piwa, szukałby dla swojego produktu mniej kontrowersyjnych kontekstów. Niemniej zdarzają się takie marki czy usługi, które chciałyby być promowane w kontekście na przykład hazardu czy pornografii, w tych branżach też przecież funkcjonują jakieś budżety reklamowe. Ogranicza to jednak szanse na skuteczną promocję w innych kanałach.
Jest jeszcze jeden typ bardzo współczesnego konkurenta dla programów typu Big Brother i ich, by tak rzec, antyosobowości. Przecież w każdej kolejnej edycji był jakiś „demon zła”, ktoś powszechnie nielubiany przez widzów - to też się liczyło. Dziś właśnie w sieci najłatwiej znaleźć osoby znane z tego, że są nielubiane - i świadomie budujące na tym własną popularność. Przykładem siostry Godlewskie.
O, tak one rzeczywiście przodują w naszych rankingach wśród osób z „kciukami w dół” i negatywnymi komentarzami. Ale jest to jakiś jakiś rodzaj fenomenu który i tak pozwala im napędzać popularność.

Potrafiłby pan określić współczesny „przepis na celebrytę”? Zespół cech, które dawałyby potencjalnemu „kandydatowi na gwiazdora” jakieś bardziej realne szanse?
Na pewno taka osoba musi być bardzo mocno zmotywowana, wręcz zdeterminowana, bez silnego „parcia na szkło” nie będzie szans. Przydałby się jej też przynajmniej jeden, określony talent. Nie bez znaczenia byłyby też zapewne jakieś wyróżniające cechy zewnętrzne. Ale uwaga, współczesny celebryta wcale nie musi być z zasady niezwykły. Może być wręcz przeciwnie. Skoro o Big Brotherze mowa, to warto przypomnieć jego pierwszego zwycięzcę, Janusza Dzięcioła. Czy on był niezwykły albo kontrowersyjny?

Fot: Valeo

Innowacje technologiczne Valeo dla samochodów przyszłości

Raczej niekoniecznie.
Właśnie. To był po prostu miły, fajny facet, jakich zapewne są w Polsce tysiące, jeśli nie miliony. Na tle pozostałych uczestników programu wydawał się normalny, sympatyczny, pozbawiony tych negatywnych cech całej reszty. I właśnie to pozwoliło mu wygrać. W tamtej pierwszej edycji Big Brothera były osoby o bardziej wyrazistych osobowościach, ale to nie one zyskały sympatię widzów.

Dlaczego?
Bo może widzowie woleli kogoś stosunkowo przeciętnego, kogoś „normalnego”, kogoś z kim sami najprędzej mogli się utożsamić i trzymać za niego kciuki. A pan Janusz Dzięcioł właśnie taki był. To zresztą zjawisko ponadczasowe - zawsze były i będą osoby, które zdołają zrobić karierę na czymś w rodzaju przeciętności.

Rozumiem, że takie osoby również znajdziemy w czołówkach rankingu youtuberów.
Oczywiście. Część z nich stara się być jak najbliżej swych odbiorców, skracać dystans, budować uczucie, że oglądanie ich kanału, to coś jak rozmowa z kimś, kto jest do nas podobny i ma zbliżone widzenie świata. Ale oczywiście są też profesjonaliści pracujący na bardzo, bardzo wysokim poziomie.

Oczywiście, równie dobrze moglibyśmy rozmawiać o tym, dlaczego pewna część youtuberów może być bardzo poważnymi konkurentami tradycyjnych dziennikarzy.
Na pociechę - gwiazdom internetu na ogół bardzo zależy na obecności w tradycyjnych mediach. Pokazanie się w prasie, występ w telewizji, wizyta w programie radiowym - to wszystko jest powodem do dumy, czymś czym warto się w tym świecie pochwalić. Albo nawet opowiedzieć o tym ze szczegółami na własnym kanale - nie bez pewnej ekscytacji. To zaś jest coś, co powinno cieszyć tradycyjne media - bo dzięki temu i one mogę poszerzać krąg swoich odbiorców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Czy Big Brother 2019 da radę w erze patostreamingu i sióstr Godlewskich? Jak zostać celebrytą w świecie internetu? - Portal i.pl

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński