Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czuję się fatalnie

Redakcja
Z Edmundem Runowiczem, prezydentem Szczecina rozmawia Agnieszka Kuchcińska

"Głos": Z najwyższych miejsc w rankingach miast Szczecin spadł na najniższe, padają zakłady pracy, nowe nie powstają, rośnie bezrobocie. Dlaczego?
Edmund Runowicz: Nie zawsze elity polityczne i administracja potrafią przedstawić swoje rzeczywiste intencje i plany co do przyszłości miasta. Panuje pesymizm i brak wiary w możliwość przełamania impasu gospodarczego, który jest wieloletnią zaszłością. Taka sytuacja to także wynik niekończących się kłótni politycznych, niestabilnej władzy. Na sukcesy gospodarcze pracuje się wiele lat. Nie można rządzić w sposób koniunkturalny, nie można myśleć tylko o chęci osiągania spektakularnych, krótkodystansowych sukcesów politycznych. A tak było.

"G": Więc to wina elit, że w Szczecinie jest źle?
E.R.: Brak stabilizacji politycznej wpłynął na to, że nie powstała spójna wizja rozwoju miasta. Przez lata wiązano nadzieje z gospodarką morską, która dostarczała poczucia bezpieczeństwa mieszkańcom, pozwalała na rozwój handlu i innych dziedzin, i nikt nie pomyślał, że może nastąpić światowy kryzys tej gałęzi gospodarki. Nie zbudowano alternatywy, nie wpuszczono do Szczecina żadnego zakładu produkcyjnego. I zrobiono rzecz jeszcze gorszą. Nie przygotowano terenów inwestycyjnych pod potencjalny rozwój przemysłu. Tak zwany rozwój gospodarczy polegał jedynie na wpuszczeniu hipermarketów.

"G": Mówi pan "nie przygotowano, nie zrobiono". Kogo ma pan na myśli? Wszystkie poprzednie samorządy, które rządziły miastem od 12 lat?
E.R.: Wielu aktywnym środowiskom nie dano szansy do działania. Nie było współpracy między administracją samorządową, a wojewódzką. Istniały otwarte konflikty. Nie można było uzgodnić żadnej wspólnej strategii. Pierwsza strategia dla miasta powstaje dopiero teraz. Wiem, że powinna powstać dużo wcześniej, ale trudno były znaleźć kogoś, kto mógłby tę strategię stworzyć, wziąć za nią odpowiedzialność.

"G": Nikt nie chciał?
E.R.: Może nikt nie wierzył, że wnioski z takiej dyskusji mogą być do czegoś wykorzystane. Ale dyskusja pod hasłem "dokąd zmierzasz Szczecinie" w końcu zaczęła się. Jeśli dziś nie połączymy wysiłków wszystkich środowisk politycznych gospodarczych, kulturalnych, nie odwrócimy złej passy. A szanse na to są. Kilka dni temu byłem na spotkaniu, na które przyjechało 120 inwestorów niemieckich. Przyjechali z wiarą, że Szczecin za chwilę będzie dobrym miejscem do inwestowania. Długo nie istniała tu przyjazna atmosfera wokół inwestorów. Nikt nie pomyślał, że inwestora trzeba przytulić, dać mu jasne i czytelne procedury, wyeliminować korupcję. Teraz mamy biuro promocji i obsługi inwestorów, żeby pominąć pośredników, którzy czerpali dochody z umożliwiania kontaktów z urzędnikami. Inwestorzy bali się komplikacji, wiele rzeczy było dla nich niejasnych i trudnych do zaakceptowania. Oni muszą mieć klarowną wizję rozwoju gospodarczego. Przyjdą, gdy powiemy, że zrobimy wszystko, aby poprawić infrastrukturę komunikacyjną, przygotujemy tereny pod inwestycje.

"G": Poprzednie zarządy mówiły dokładnie to samo. Skarżyły się tylko, że brakuje na to pieniędzy. Pan je znalazł?
E.R.: Większe, czy mniejsze pieniądze zawsze są, choć na wszystko nie starczy. Mimo dramatycznej sytuacji budżetowej utrzymaliśmy poziom inwestycji, budujemy obwodnicę zachodnią, zaczęliśmy budować oczyszczalnię ścieków, mamy koncepcję zagospodarowania odpadów, nie tymczasową, chaotyczną, ale z opcją na 20 lat. Inwestorzy o tym wiedzą.

"G": To kiedy będzie w Szczecinie boom inwestycyjny?
E.R.: Inwestorzy z Meklemburgii zdają sobie sprawę, że szansę mają dziś, potem przegrają z wielkimi inwestorami z Europy Zachodniej. Wiedzą, że Szczecin będzie stolicą zjednoczonego Pomorza, sąsiadem stolicy Europy. A boom inwestycyjny będzie wtedy, gdy nauczymy się pozyskiwać środki pomocowe i gdy władze kraju zrozumieją w końcu, że muszą pomóc nam chociaż przełamać bariery komunikacyjne.

"G": Przez lata panowała przekonanie, że Warszawa zapomniała o Szczecinie. Czy fakt, że ministrem gospodarki jest szczecinianin pomoże miastu?
E.R.: Faktycznie, przez lata nikt w Warszawie nie dostrzegał, że Szczecin leży najbliżej Europy, że pierwsi doświadczymy pozytywnych i negatywnych skutków integracji. Wierzę, że teraz zrozumienie naszych problemów w stolicy jest większe i że lobbing na rzecz Szczecina jest zupełnie inny, niż do tej pory.

"G": Ale minister Jacek Piechota zastrzegł, że nie jest załatwiaczem, że jest ministrem całego kraju, a nie jednego miasta, z którego pochodzi.
E.R.: Nie oczekujemy, żeby pan minister cokolwiek nam załatwił. Ale wielcy inwestorzy przechodzą przez Warszawę. Żeby zwabić inwestora, trzeba mieć informację, że taki się pojawił. Wystarczy, że minister o tym poinformuje. To Szczecinowi bardzo pomoże.

"G": Mówimy o boomie inwestycyjnym, tymczasem ostatnio słychać tylko o tym, że inwestorzy chcą się stąd wycofać. Narzekają, że miasto nie dotrzymuje umów. Jest tak?
E.R.: Oferta inwestycyjna powinna zostać sprzedana dobremu inwestorowi, bo taki nie pozwoli sobie na unikanie wywiązania się z zobowiązań, na przedłużanie inwestycji w czasie. Prowadzone wcześniej tzw. miejskie inwestycje sprowadziły się do prostej wyprzedaży gruntów, w dodatku pośrednikom, nie zawsze wiarygodnym. Spowodowało to, że miasto straciło jakikolwiek wpływ na kształt inwestycji, na to, kiedy powstaną. Mogło tylko wydać decyzję o warunkach zabudowy i pozwolenie na budowę. A np. inwestor hiszpański robi konferencję prasową i mówi, że miasto mu przeszkadza w inwestowaniu. To nieprawda. On po prostu nie ma za co inwestować. Oczywiście, może przedkładać propozycję budowy 22-piętrowego wieżowca z góry wiedząc, że jest to niemożliwe. Ten sam inwestor nie wpłacił pierwszej raty za budynek po przychodni przy ul. Jedności Narodowej i go porzucił. Również on ma zagospodarować Bramę Portową. Nie wiem, czy coś z tego będzie. Trzeba było dobrze ofertę przygotować i tak długo promować, aż by się znalazł ktoś, kto byłby w stanie jej sprostać.

"G": A inni inwestorzy?
E.R.: Na terenach Gontynki miał powstać aquapark, a dziś próbuje się wybudować tam kolejny wielki sklep. Jakoś media nie piszą: "Stop dla następnego hipermarketu" tylko, że zarząd miasta wypłasza inwestorów, bo nie chce się na to zgodzić. Tymczasem firma wygrała przetarg w oparciu o określone kryteria, a dziś je lekceważy. Kolejna sprawa - Chelverton, który obiecywał lotnisko w Dąbiu i kompleks rekreacyjno-sportowy. Prawda jest taka, że miały być przejęte grunty, a szansa wybudowania lotniska była niewielka. Próbowaliśmy to zmienić i Chelverton zawiesił negocjacje. Mieliśmy grunty warte kilkadziesiąt milionów przekazać bezprzetargowo do spółki nie uzyskując nic, albo uzyskując przez pośrednika kolejne hipermarkety? Trzeba było w końcu przerwać to błędne koło i odrzucić strategię dyktatu wobec miasta. Trzeba było to zrobić wcześniej. Ale wiedzieliśmy, że wszyscy rzucą się na nas, że odstraszamy kapitał, więc i nie zrobiliśmy tego. To był błąd, tak jak błędem było to, że kilka miesięcy temu, po przejęciu rządów w mieście, nie zrobiliśmy bilansu otwarcia, bo nie chcieliśmy nikogo obrazić.

"G": Nie rozumiem tego argumentu.
E.R.: Powiedzenie prawdy wywołałoby destabilizację w mieście, obraziłoby się kilka bardzo ważnych osób, decydujących wówczas o procesach gospodarczych.

"G": No i co z tego?
E.R.: Teraz wiem, że nic. Osoby, które podejmowały wówczas decyzje, schowały się dziś za chaosem informacyjnym, jaki powstał wokół fiaska wymienionych wyżej pseudoinwestycji. Te osoby znakomicie się czują, a ja czuję się fatalnie. To, co dzieje się w Szczecinie zaczęło się nie za mojej kadencji, niemniej czuję się za to odpowiedzialny. Ale chciałbym być rozliczany, za swoje decyzje.

"G": Co będzie z Pogonią?
E.R.: Tu też jest problem. My mówimy, że interesem miasta jest racjonalne gospodarowanie mieniem i chęć posiadania klubu. Pan Bekdas mówi, że chce zainwestować, zarobić i odzyskać pieniądze, które wydawał bez uzgodnienia z miastem, a które osiągnęły jakiś niewyobrażalny pułap. Ciągle byliśmy zakładnikiem takiej dyskusji: miasto o Pogoni, a pan Bekdas o gruntach. Wszyscy mu wtórowali, mówili "Pogoń za wszelką cenę"! Jest warta wysokiej ceny, ale nie każdej. Pogoń będzie grała, ale musimy stworzyć nową formułę funkcjonowania klubu. Może będzie musiał zacząć od grania o klasę, czy dwie klasy niżej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński