Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cztery wigilie i… o co tu chodzi?

Michał Elmerych
Michał Elmerych
archiwum polska press
Każdy ma takie wigilie, które zapadły mu w pamięć. Bo wigilia to dzień inny niż wszystkie. Chociaż zaczyna się prawie zawsze tak samo. I prawie tak samo kończy. Jest tylko właśnie to prawie.

Wigilia pierwsza.

Za oknem nie ma śniegu. To w tym mieście zupełnie normalne.

W całym kraju Barbara po wodzie, Boże Narodzenie po wodzie (albo odwrotnie), ale nie tutaj. Tutaj jak zaczyna się grudzień to tak jakby nadchodziła pora deszczowa. I to jaka pogoda będzie 4 grudnia nie ma kompletnie żadnego przełożenia na Wigilię. Komuniści mieli generała, który się kulom nie kłaniał, a po wojnie wszyscy zyskaliśmy jeszcze region, który nie kłania się meteorologom.

I w tą deszczową wigilię pewna dwudziestoparoletnia kobieta z utęsknieniem wpatrywała się w stojący na półce w długim wąskim przedpokoju telefon. Przedpokój był długi i wąski, bo niegdyś nie był przedpokojem. Był, właściwie to nie do końca wiadomo czym był, bo z przedwojennych ksiąg wynika, że akurat w tej kamienicy na tym piętrze były dwa mieszkania. A przedpokój znajdował się w jednym z czterech jakie urządziła władza, albo architekci. Nieważne.

Ważne, że telefon nie dzwoni, a przecież powinien. Bo jest wigilia, a na masowcu Polskiej Żeglugi Morskiej m/s „Ziemia Koszalińska”, która płynęła gdzieś po bezkresnym oceanie, usycha z tęsknoty mąż. Półmiski pustoszały z karpia, dzieci zbierało na wymioty od kompotu z suszu, a telefon milczał. Szczecin Radio miało kłopoty z zestawieniem połączenia. A może była kolejka?

To były takie czasy, kiedy ludzie na lądzie stali w kolejkach do sklepów po byle co, albo cokolwiek co akurat przywieźli, a marynarze w kolejce do radiooficera czekając aż ten połączy ich z domem.

Telefon milczał prawie do północy. Prezenty już dawno rozpakowane, nawet wypieki zdążyły zblednąć. „Szczecin Radio, jest Ziemia proszę mówić”…

Ale jak mówić, kiedy lecą łzy?

Wigilia druga.

Początek lat osiemdziesiątych, może nawet to pierwsza wigilia stanu wojennego.

Trudno sobie przypomnieć, ale musiało wydarzyć się coś nadzwyczajnego, bo na dworze był śnieg, a na oknach mróz rzeźbił swoje białe róże. Dziś już nie rzeźbi. Może dlatego, że okna nie są takie jak kiedyś? Może po prostu mróz już jest tak stary, że nie chce mu się rzeźbić. A może wraz ze Śnieżynką wrócił tam, skąd przyplątał się lata temu? Zostawmy politykę i historię.

Chociaż historii nie możemy za bardzo, bo tego grudniowego wieczoru wkroczyła wraz z zawiniętą w ozdobny papier paczką. Chociaż w sumie to do dziś dnia nie wiadomo, czy papier rzeczywiście był ozdobny. Właściwie nie ma to znaczenia, bo po jego rozdarciu, rozległ się płacz chłopca. Nie łkanie, a płacz. Solidny szloch.

Tak płakać może tylko ktoś, kto w prezencie od Mikołaja dostał dwa tomy przygód Pana Samochodzika. Trauma, którą pamięta do dziś. On zaczytujący się w Relaxach, Tytusach, a nawet w Czterech pancernych i psie dostaje dwa tomy jakiegoś nudziarstwa. Pan Samochodzik i Fantomas, Pan Samochodzik i Winnetou. Te tytuły pamięta do dziś. To tylko dowód jakie piętno wywarło to wydarzenie na psychice młodego człowieka. Rok później przeczytał wszystkie części, które do tamtej pory napisał Zbigniew Nienacki. Ale wówczas to był istny kotlet. „Klops - papciu”.

Wigilia trzecia.

Zazwyczaj siadali do kolacji dość późno. Krzątanina w kuchni nie chciała się jakoś skończyć. Trzeba było pozbierać rozwieszone pranie, żeby nie było w rodzinie kłótni. Choinka dopiero co ubrana próbowała złapać pion, bo stała przy ścianie i owa ściana skutecznie blokowała wieszanie ozdób. Pies chciał wyjść, a nikt nie miał na to czasu. I jeszcze zginęły spinki do koszuli. I nigdzie ich nie było. Tym razem nikt nie szukał jednak spinek. Krzątanina nie była też radosna i prania nikt nie zrobił. Choinka była dziwnie żółta, ale prawdziwa. Z szafki trzeba wyjąć talerze, te ozdobne, uroczyste. Raz, dwa, trzy - tyle wystarczy. Młody mężczyzna spojrzał na kobietę w średnim wieku. Sięgnął po czwarty talerz. Od kiedy przeprowadzili się na drugi koniec miasta jakoś nie udawało się spotykać w szerszym gronie, by czekać na Boże Narodzenie. Już od lat siadali do stołu w trójkę. Trzy nakrycia, dla trzech domowników. I czwarte tradycyjnie dla zbłąkanego wędrowcy lub dla zmarłego z rodziny, który akurat postanowił wpaść w odwiedziny. Dotychczas jednak nigdy żaden wędrowca nie zastukał do drzwi, a i duchy omijały mieszkanie z daleka. Jednak teraz coś się zmieniło. „Światło Chrystusa” powiedziała kobieta w średnim wieku, zapalając wigilijną świecę. „Amen” odpowiedział młody mężczyzna. Usiedli koło siebie. Naprzeciwko mieli dwa puste nakrycia. Dla zbłąkanego wędrowcy i dla zmarłego z rodziny, który akurat… Dotychczas jednak… Jednak teraz coś się zmieniło. Ojciec rodziny zmarł kilka tygodni wcześniej. Kobieta w średnim wieku wzięła opłatek. „Idź otwórz drzwi, żeby nie były zamknięte na zamek” poprosiła.

Wigilia czwarta.

Kiedy pracujesz od ósmej do dwudziestej drugiej w obcym mieście pół tysiąca kilometrów od rodzinnego domu i zamierzasz spędzić święta z kimś ci bliskim, po którego musisz pojechać wiedz, że masz małe szanse na realizację nawet najbardziej przebiegle ułożonego planu. Powód jest prosty. Im bliżej świąt tym bardziej wszystko zwalnia. zwalniają pociągi na torach, ekspedientki w sklepach, przechodnie (oni czasami z uwagi na ślizgawicę, ale to wyjątek, który tylko potwierdza regułę). jedyne co nie zwalnia to czas. I to nie dość, że nie zwalnia, to wręcz przyspiesza. Już w godzinę od początku realizacji planu masz dwie godziny w plecy. I nic nie poradzisz. Możesz tylko zawziąć się w sobie. Zupełnie nie wiem jak tego dnia przywiozłem ze Szczecina do Warszawy córkę, kupiłem prezent dla Katarzyny i jak udało nam się zdobyć jeszcze opłatek, o którym omal nie zapomnieliśmy. Wigilia. To czas magiczny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cztery wigilie i… o co tu chodzi? - Plus Głos Koszaliński

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński