- Bardzo chciałam tam jechać - mówiła reporterom "Głosu" zapłakana 8-letnia Oleńka. - Wszystkie moje koleżanki jadą, a ja muszę wracać do domu. Tak się cieszyłam. Mam nawet zaoszczędzone parę euro, które dostałam od babci. Chciałam sobie coś kupić na pamiątkę i prezenty dla rodziców.
- To jakiś absurd - mówi Marian Cieślik ze Świnoujścia, ojciec Oleńki. - Przecież u nas jest piesze przejście graniczne. Wiadomo, że idą tylko na jeden dzień do którejś z pobliskich miejscowości. To tylko wycieczka dzieci, a traktują ich jak przemytników.
Przestali się kłaniać
Dzieci ze Świnoujścia, to kolejne maluchy pokrzywdzone przez decyzję komendanta głównego straży granicznej. Chodzi o przepis, który wszedł w życie 1 czerwca tego roku. Pogranicznicy tłumaczą, że to tylko nowa interpretacja od dawna istniejących przepisów.
- Od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej dzieci mogły przechodzić przez granicę na legitymację szkolną - tłumaczy kmdr Grzegorz Goryński, rzecznik Morskiego Oddziału Straży Granicznej. - Organizatorzy robili tylko listę uczestników wyjazdu i to wystarczało. To był jednak tylko ukłon w naszą stronę. Nie mogliśmy tego traktować jak regułę.
Ale tylko polscy pogranicznicy robili problemy z przepuszczaniem dzieci przez granicę. - Ich niemieccy koledzy nie widzieli problemu - mówi Joanna Roszczyk, nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 6, której klasy nie przepuszczono przez granicę.
Sponsor zapłacił
Sobotnią wycieczkę zorganizowało Polsko-Niemieckie Forum Kobiet. Z okazji Dnia Dziecka wszyscy mieli pojechać do Zinnowitz. Miało być ognisko, konkursy, dużo dobrej zabawy.
- Znaleźliśmy nawet sponsora - mówi Krystyna Dulnik, prezes stowarzyszenia. - Wszystko było załatwione i opłacone. Pociąg do Zinnowitz, jedzenie i inne atrakcje. Co mam powiedzieć tym dzieciom?
Polsko-Niemieckie Forum Kobiet od 6 lat organizuje takie wyjazdy. Część dzieci to podopieczni ognisk wychowawczych czy świetlic opiekuńczych. - Ich rodziców nie stać na takie wydatki - mówi jedna z opiekunek. - Z naszej świetlicy miało jechać 15 osób. Siedmioro zostało w domu. Najgorszy jest właśnie ten podział. Ich koledzy jadą, tylko dlatego, że mają jakiś dokument.
- W Zinnowitz mieliśmy jeździć na koniach albo bryczkami - mówi 10-letni Tomek, dla którego byłoby to pierwszy wyjazd za granicę. - Koledzy opowiadali mi, że tam jest zawsze tak fajnie i wesoło.
Na granicy pojawiło się kilkoro rodziców wraz ze swoimi pociechami. - Wzięłam ze sobą nawet ich akty urodzenia - mówi zdenerwowana Sylwia Białkowska. - Na nic zdał się ten trud. Obie zapłakane córki zostały ze mną.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?