Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rosyjska miłość Żeni Kulczyckiej, zdobywczyni medalu Puszkina

Piotr Burda [email protected]
Jewgienija Kulczycka pojechała do ambasady rosyjskiej z mężem Markiem i córką Anią. Do końca nie wiedziała po co ją wezwano.
Jewgienija Kulczycka pojechała do ambasady rosyjskiej z mężem Markiem i córką Anią. Do końca nie wiedziała po co ją wezwano. Archiwum
Jest obywatelką Łotwy, jako Polka została odznaczona medalem Puszkina. Mieszka w Wolicy pod Kielcami.

Jewgienija Kulczycka od siedmiu lat uczy języka rosyjskiego w szkole w Wolicy pod Kielcami. Kiedy przechodzi przez wieś pozdrawiają ją słowami "zdrastwujtie". - Tak się zastanawiam dlaczego do nauczycieli angielskiego nie mówią "hello" czy "good morning" - mówi pani Jewgienija, do której wszyscy zwracają się Żenia. - Chyba mnie lubią. O tym wiemy również w naszej redakcji, w plebiscycie na Belfra Roku 2009 pani Żenia zajęła trzecie miejsce.

Z panią Żenią rozmawiamy w piwniczce buskiego sanatorium "Nida". Tu razem z mężem spędza drugi tydzień ferii. - Przyjechaliśmy, żeby trochę odpocząć po tym, co się stało - mówi pani Żenia.
A stała się rzecz duża. Jewgienija Kulczycka została odznaczona "medalem Puszkina". To jedno z najwyższych rosyjskich odznaczeń, o którym decyduje prezydent Republiki Rosyjskiej.

Medal dla Olbrychskiego i dla niej

Przyznaje się je osobom z całego świata, które przyczyniły się do upowszechnienia kultury rosyjskiej. Dwa lata temu taki medal dostał Daniel Olbrychski, od Władimira Putina. Nauczycielka z Wolicy jest drugą osobą z Polski, która je dostała. Odznaczenie przyznał jej prezydent Wiktor Miedwiediew .

- Olbrychski to aktor sławny i znany w Rosji. Gdzie mi tam do niego - mówi skromnie. Do dziś nie wierzy, że to właśnie ją odznaczono. - To wszystko jest jakieś szalone. Co godzinę dzwonili do mnie z ambasady, żebym przyjechała. Coś mi się nie podobało. Zabrałam męża i córkę Anię - opowiada. Dopiero w ambasadzie dowiedziała się, że prezydent Miedwiediew przyznał jej medal Puszkina. - Nie wiedziałam co powiedzieć, popłakałam się - mówi. Kiedy o tym opowiada łzy cisną się do oczy. - Ja kocham Rosję - mówi. - Kocha Rosję, choć tam nigdy nie mieszkała - dodaje mąż Marek.

Dzikie tulipany z Tadżykistanu

Jewgienija Kulczycka pochodzi z Tadżykistanu, kiedyś republiki radzieckiej, dziś niepodległego kraju graniczącego z Chinami. To górska kraina, wznosząca się ponad trzy tysiące metrów nad poziomem morza, najwyższe szczyty Pamiru przekraczają siedem tysięcy metrów.

- Od młodości patrzyłam na góry. Zapamiętałam wieczorne spacery po dzikie tulipany, które rosną na stokach górskich- mówi. Mama pani Żeni była nauczycielką. Tato - marynarzem radzieckiej floty. - Pływał w trzech wojnach: fińskiej, z Niemcami i japońskiej. Był ranny i zatopiony kilka razy i wszystko przeżył - opowiada. Miał medale za obronę Noworosyjska, Odessy, Sewastopola. W końcu złożył rodzinę, wybudował dom pod Duszanbe i tam swoją młodość spędziła pani Żenia. - To jest kraina bawełny, chan imirski przysyłał po nią swoich Arabów. Jest też strasznie gorąco, temperatura latem dochodzi do 50 stopni - opowiada. Do Tadżykistanu trafiali często ludzie, którzy byli niewygodni i władza radziecka wysyłała ich do Azji. W przypadku rodziców Żeni tą "skazą" były niemieckie korzenie. Trafiało tam wielu inteligentów. - Byli tam ludzie z wykształceniem gimnazjalnym carskim, o wysokiej kulturze. Trzymali się razem - mówi pani Żenia. Chciała studiować w Rosji, ale skończyło się na zdobyciu dyplomu filologii rosyjskiej Uniwersytetu w Duszanbe.

Nie znosi kiedy ktoś źle mówi o Tadżykach. - To jedyny naród białej rasy w Azji Środkowej. Bardzo gościnni. Mają zasadę, że im więcej gości ich odwiedza, tym lepiej to o nich świadczy. Jeśli do kogoś ludzie nie przychodzą znaczy, że jest niedobry - mówi. - Jeśli pan przyjdzie do nieznajomej rodziny, przywitają pana jak najlepszego gościa. Usadzą przed obrusem na podłodze, będą częstować zieloną herbatą - opowiada. Tyle, że będę mógł rozmawiać tylko z gospodarzem. Kobieta tadżycka podaje picie i jedzenie, ale nie może biesiadować z mężczyznami. - Ja nie jestem muzułmanką i mogę teraz siedzieć przy stole z wami - żartuje pani Żenia.

Obca wśród Łotyszy

Po studiach pani Żenia trafiła do Rygi, łotewskiej republiki ZSSR, siedem tysięcy kilometrów od Tadżykistanu. Zamieszkała u siostry swojej babci, która zapisała jej mieszkanie. - Zmiana była straszna. Ryga to był wtedy dla mnie już Zachód. Ludzie inaczej ubrani, inne zainteresowania - opowiada. Nie mogła przyzwyczaić się do tego, że nie ma gór. - Tylko lasy, morze i niziny - mówi. Ale najbardziej zmienili się ludzie. Łotysze byli przeciwieństwem Tadżyków. - Zimni i zamknięci. Można dwie godziny jechać w autokarze i słowa nie usłyszeć. Płakałam prawie trzy lata bo trudno mi było nawiązać kontakty z ludźmi - mówi. W Rydze spędziła 21 lat. Tam pracowała w technikum, potem w Ryskiej Szkole, gdzie uczyła języka rosyjskiego i literatury rosyjskiej. Przez pięć lat była wicedyrektorem tej szkoły. W Rydze czuła się samotnie, poświęciła się pracy.

- Lubiłam spacery po starej Rydze. Te kawiarenki na Starym Mieście i kawa z czarnym ryskim balsamem - wspomina. Najbardziej w pamięci utkwił jej 1991 rok, kiedy Łotwa odzyskała niepodległość. Cały świat cieszył się z rozpadu Związku Radzieckiego, ale dla pani Żeni to był koszmar. - Nowe władze odebrały mi obywatelstwo i nie dały żadnego, przez dziewięć lat byłam bezpaństwowcem - mówi. W paszporcie miała wpisaną narodowość "obcy". Obywatelką Łotwy została dopiero w 2000 roku. - Musiałam to zrobić, bo trzeba było myśleć o emeryturze - mówi. Do tej pory na Łotwie żyje wielu ludzi bez żadnego obywatelstwa.

Dalej uważa, że Łotwa źle wyszła na niepodległości. Upadły przez to wielkie zakłady, zależne od Moskwy. W fabryce Alfa, która produkowała m.in. sprzęt dla radzieckich stacji kosmicznych zatrudnionych było kilkanaście tysięcy osób. - Teraz tam jest hipermarket, a pracownicy ze znakomitym wykształceniem handlują na bazarach - mówi pani Żenia.

Przedział z Cyganami

Uciekamy od polityki. Zaczynamy rozmawiać o miłości. Tu ożywia się Marek Kulczycki, mąż pani Żeni. - Pozwoli pan, że ja to opowiem - mówi. Wszystko zaczęło się w pociągu relacji Ryga - Berlin, gdzieś pomiędzy Ryga a Warszawą. Przed Bożym Narodzeniem 1983 roku. Pani Żenia jechała na Sylwestra do Niemiec, a pan Marek wracał z Rygi do Wolicy. Do Rygi trafił jako konserwator zabytków w ramach wymiany pomiędzy polskimi i radzieckimi pracowniami konserwacji zabytków. - Ryga wygląda jak nasz Gdańsk. Było dużo pracy przy renowacji - mówi Marek Kulczycki. I opowiada o tym jak w 1983 roku wracał na święta do Polski.

- Byłem w wagonie sypialnym. Przyszły dwie Cyganki, żebym ustąpił miejsca schorowanej babci. Zrobiłem to - opowiada. Potem na korytarzu w pociągu zaczepił go starszy Cygan. - To pan ustąpił miejsca naszej kobiecie. Zapraszam do naszego przedziału - miał. - Ja wchodzę do tego przedziału a tu pomiędzy Cyganami siedzi w kącie jakaś sierotka. To była Żenia - śmieje się pan Marek.

Potem, kiedy pan Marek wracał remontować ryskie kamienice spotykał się z Żenią. Po 1991 roku Pracownie Konserwacji Zabytków nie miały już zleceń. Ale Marek Kulczycki został w Rydze. 13 kwietnia 1991 roku wziął ślub z Żenią. Na świat przyszła ich córka Ania, która dostała polskie obywatelstwo. Innego nie mogła dostać, bo jej mama miała w paszporcie wpisaną narodowość "obcy".

Na polskim stażu

W 2001 roku państwo Kulczyccy zdecydowali się przenieść do Polski. - Z uwagi na córkę, bo tu ma lepszą przyszłość niż w Rydze - mówi pani Żenia. Dwa lata później zaczęła uczyć języka rosyjskiego w szkole w Wolicy. Nauczyciela z dwudziestopięcioletnim wykształceniem, wicedyrektorkę jednej z największych szkół w stolicy Łotwy przyjęto w Wolicy jako … stażystkę. Potem ministerstwo edukacji narodowej przyznało, że powinna być jednak zatrudniona jako nauczyciel kontraktowy. Dopiero od miesiąca jest nauczycielem mianowanym. Przed nią trzyletni staż na nauczyciela dyplomowanego. - Ja ciągle zaczynam coś od nowa. Ale to nie jest takie złe - mówi.

Nauczyciel z powołania

W szkole w Wolicy mówią o niej tylko dobrze. - To prawdziwy nauczyciel z powołania, Żenia nie może żyć bez pracy i bez uczniów - mówi Mirosława Szymańska, zastępca dyrektora gimnazjum nr 2 w Wolicy. A po lekcjach w pokoju nauczycielskim dyskutują przy kawie o polskiej i łotewskiej szkole. - Żenia opowiada nam o tym jak wygląda nauka w Rydze i Tadżykistanie, o tradycjach i zwyczajach. Czasami podsuwa nam ciekawe pomysły - mówi Mirosława Szymańska. Żenia jeździ z uczniami na olimpiady, konkursy. Zaprasza dzieci z Moskwy do Wolicy, razem ze swoimi uczniami jeździ do Rosji. Zarówno pani Żenia, jak i jej córka Ania nie miały żadnych problemów z aklimatyzacją w Polsce.

- Polacy to fajni ludzie, otwarci i żartobliwi. - mówi pani Żenia. Ania z łotewskiej szkoły trafiła do szóstej klasy polskiej podstawówki i po kilku miesiącach została przewodniczącą klasy. Skończyła kieleckiego "Śniadka", teraz studiuje filologię słowiańską na Uniwersytecie Jagiellońskim. - No cóż innego Ania mogłaby studiować - śmieje się mama.

Kocham Rosję

- Nie mieszkałam w Rosji, nie jestem Rosjanką, ale kocham ten kraj i jego kulturę - mówi pani Żenia. Kiedy to mówi wspomina swoją nauczycielkę Lidię Pietrowną Diominę. To ona obudziła w niej miłość do języka i kultury rosyjskiej. - Są ludzie, którzy nas tak czymś zarażą, że do końca życia jesteśmy pod ich wpływem - mówi.

Zaraz po otrzymaniu "medalu Puszkina" pani Żenia skontaktowała się z córką swojej profesorki. - Mamy kontakt na rosyjskim portalu "jednoklasiści", takim jak "nasza-klasa". Napisałam jej żeby zaraz powiedziała mamie o moim medalu - mówi pani Żenia. Starsza pani profesor pogratulowała jej medalu od prezydenta Miedwiediewa. - Czy może być coś piękniejszego w życiu? - pyta pani Żenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie