43 -letni Mariusz pije od 15 lat. Miał normalny dom, żonę i dwoje dzieci. Na początku wracał z pracy do domu po kilku piwach. Wydawało mu się, że to tylko sposób na odprężenie się po ciężkim dniu. Ale piwo przestało wystarczać. Zaczął upijać się do nieprzytomności.
- Nawet nie zauważyłem, kiedy straciłem żonę i dom - mówi dziś pan Mariusz, którego spotkaliśmy w jednym z ośrodków, gdzie pomaga się ludziom wyjść z nałogu. - Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wyrzucili mnie z pracy, zacząłem sprzedawać wszystkie cenne rzeczy. Nawet się nie wzruszyłem, gdy sprzedałem koledze zegarek po moim ojcu. Zmarł, gdy miałem 10 lat. Ten zegarek, to była jedyna po nim pamiątka. Wspomnienia i sentyment pokonał głód alkoholu.
Pan Mariusz postanowił się leczyć. Poszedł do Ośrodka Leczenia Uzależnień w
Świnoujściu.
Do świnoujskiego Ośrodka Leczenia Uzależnień trafiają ludzie, którzy nie potrafią sobie sami poradzić z nałogiem. Z roku na rok jest ich coraz więcej. Większość została zmuszona do odwyku przez sądy, swoich najbliższych, pracodawców.
- Coraz częściej pracodawcy namawiają czy wręcz zmuszają swoich pracowników do leczenia - mówi Aneta Całus, przewodnicząca Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i kierownik ośrodka. - Nie chcą stracić dobrego fachowca, więc stawiają mu ultimatum. W wielu przypadkach to naprawdę podziałało.
Więcej w papierowym wydaniu "Głosu".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?