Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Coraz mniej w nas otwartości. Urszula Orlińska-Frymus od lat bada kwestie tożsamości

Małgorzata Klimczak
Małgorzata Klimczak
Szczecinianka Urszula Orlińska-Frymus od lat bada kwestie tożsamości. Właśnie wydała książkę „Dziadko”, inspirowaną wspomnieniami o swojej rodzinie. Książka nietypowa, która porusza bardzo aktualne problemy, dotykające nie tylko naszej społeczności.

Rozmawiała: Małgorzata Klimczak /Foto: Sebastian Wołosz

„Dziadko” to historia rodzinna?
- Trochę. Można powiedzieć, że to są takie przypominajki o dziadku, który w zasadzie mnie wychowywał i spędzał ze mną moje dzieciństwo. Po latach zaczęłam sobie układać różne wspomnienia w jedną całość i powstała historia, czy może historyjka, opowiastka. Później moja przyjaciółka postanowiła to zilustrować. Trochę się bawiłyśmy tym pomysłem. Od jednej ilustracji do drugiej powstała książka „Dziadko”, która trafiła do marszałka jako projekt powszechnego edukowania młodzieży. Jest to projekt dotyczący tożsamości szczecinian: kim jesteśmy, kim będziemy i kim byli nasi dziadkowie.

Dlaczego Twój dziadek okazał się tak ważną inspiracją?
- Życie mojego dziadka mogłoby być inspiracją na coś większego do napisania. On nigdy nie opowiedział o swoim życiu w całości. Ułożyłam sobie w głowie jego życiorys tylko przez pewne wspomnienia i aluzje. Poprzez zdjęcia i rzeczy, które po nim zostały. Te przedmioty stworzyły jego biografię, która bardzo silnie wpłynęła na moją tożsamość.

Jak on o tym mówił?
- Niewiele mówił. To były niuanse, o których piszę, ale nie chcę wszystkiego zdradzać czytelnikom. Pamiętam fragmenty rozmów, kiedy dziadek spotykał się ze swoimi znajomymi. Dopiero jako dorosła osoba zaczęłam rozumieć sens pewnych słów, wypowiedzi. To była dla niego trudna II wojna światowa i trudny przyjazd na Ziemie Odzyskane do małego poniemieckiego miasteczka.

Mówiłaś, że ta relacja wpłynęła na Twoją tożsamość. W jaki sposób?
- Od lat zajmuję się pojęciem tożsamości i bardzo boję się określeń: jestem Polakiem od pokoleń. Takiego hermetycznego zamknięcia, prawie nacjonalistycznego. Bo co to oznacza właściwie? Jak drążę takie tematy z bliskimi, czy na warsztatach z młodzieżą, daję im możliwość rozpracowania swojej historii. I okazuje się, że oni są zaskoczeni, bo wychodzi na to, że nie jest tak, jak dotąd myśleli. Myślą o sobie: jestem szczecinianinem od wielu pokoleń, a tu okazuje się, że wcale nie, bo babcia przyjechała z Wilna, a dziadek był urodzony za Kłodzkiem. Poprzez rozmowy uczę ich o tożsamości, akceptacji, pacyfizmie i antysemityzmie.

Coraz mniej w nas otwartości. Urszula Orlińska-Frymus od lat bada kwestie tożsamości

Wydawałoby się, że skoro Szczecin jest miastem wielokulturowym, napływowym, to powinien być bardziej tolerancyjny od innych. Jak jest naprawdę?
- Szczecin nie jest tolerancyjny. Kiedyś szłam ulicą i zobaczyłam sklep, w którym na wystawie wisiał dres z napisem „Wszyscy zdechną, Pogoń zostanie”. Przeraziłam się tego nacjonalistycznego zamknięcia właśnie w Szczecinie. Wcale nie jesteśmy otwarci i kosmopolityczni. Wyjątkowo nie jesteśmy.

Jak bardzo wyjątkowo?
- Teraz jest duże przyzwolenie przez rząd na mowę nienawiści. I ja mam wrażenie, że u nas, przy granicy, jest to szczególnie widoczne. Spotykam się z młodzieżą, słucham, co oni mówią, czytam, co piszą i trochę się dziwię.

Co takiego mówią?
- Na przykład, że Szczecin jest od wieków polski i ma być tylko dla Polaków. Nie będziemy wpuszczać do niego imigrantów. Oczywiście, zdarzają się przypadki otwartości, ale mam wrażenie, że jest ich coraz mniej.

Może dlatego, że dorasta pokolenie wychowywane w nacjonalistycznym światopoglądzie?
- Jest mi smutno z tego powodu. Dlatego cieszę się, że udało się dotrzeć z moją książką do marszałka, który jest mecenasem całej tej sprawy. Dał zielone światło na lekcje o patriotyzmie i tożsamości. To było przyczynkiem do ukończenia tej książki i założenia wydawnictwa Chatulim.

To, że Polacy nie lubią Niemców w Szczecinie zawsze było widoczne. Natomiast antysemityzm nie rzucał się w oczy tak bardzo.
- Od lat zajmuję się tematyką Holocaustu, filozofii nazizmu i ludobójstwa. Obserwuję, jakie konotacje ma młodzież z określeniem Żyd. Czasami jestem zszokowana. Bo kiedy 18-latek powtarza, że Żyd jest niedobry, bo kradnie kamienice, a nie jest w stanie zagłębić się w ten temat czy podać konkretów, to daje mi impuls, żeby działać dalej. Uczyć tolerancji. Rozmawiać o tym, kto to jest Żyd, kto to jest Muzułmanin. Oprócz tego robimy z Moniką Kreft (ilustratorką) zajęcia artystyczne. Młodzież robi zabawki związane z daną społecznością. Monika rozmawia z młodzieżą poprzez wspomnienia o dzieciństwie. Na przykład polskie dzieci bawiły się cymbałkami, a szczecińskie dzieci żydowskie bawiły się drejdlami. Analizujemy też historię. Czy wszyscy wiemy na czym stoi Książnica Pomorska? Ludzie nie wiedzą, że była tu synagoga. Mam wrażenie, że nasze działania przynoszą skutek, choć na początku jest wrogość. Przyszły dwie wariatki z jakąś fiksacją na narodowość, ale po dwóch godzinach młodzież się otwiera. Jak na terapii psychoterapeutycznej. Zresztą często mamy takie zwroty – dzieciaki mówią, że było super, że dopiero teraz mogli o tym pogadać tak szczerze.

Skąd w nas tak duży antysemityzm?
- Może dlatego, że Polacy i Żydzi są jednym narodem. Stworzyliśmy sobie wojnę wewnętrzną i udajemy, że chcemy się rozdzielić, a tak wcale nie jest. I nie potrafimy się przyznać do błędów. Nie potrafimy uderzyć się w pierś za to, co zrobiliśmy.

Niechęć była w nas zawsze. Jak spojrzymy na przedwojenne endeckie gazety, to antysemityzm był ogromny.
- Bo jest na to przyzwolenie z góry. Media i rząd uczą społeczeństwa pewnych zachowań. Jeśli w gazecie napiszemy, że Żyd jest zły, bo ma sklep i zabiera nam pracę, to połowa społeczeństwa powie: o, faktycznie. Od wieków było tak, że człowiek bał się tego, co obce. Jeżeli coś poznajesz, to przestajesz się bać. Może my tylko udajemy tolerancyjnych, ale nie lubimy obcości.

Ale to nie bierze się z niczego. Musi trafić na podatny grunt i kiedy ludzie dostają przyzwolenie, to z nich wychodzi.
- Jestem zwolenniczką teorii, że ludzie są źli z natury. Uczymy się pewnych zachować socjalnych i pewnego ułożenia wobec drugiego człowieka, ale tak naprawdę zło bardzo łatwo z nas wydobyć, czego przykładem jest Holocaust.

Coraz mniej w nas otwartości. Urszula Orlińska-Frymus od lat bada kwestie tożsamości

Może niechęć Polaków do „obcego” bierze się z pomieszania kompleksów z poczuciem wyższości.
- Kompleks Polaka mieliśmy od zawsze. Poczucie wyższości też w nas występuje. Ja to nazywam „syndromem polskości”. Wielu z nas chce się wyrwać z ziemi, z której pochodzi, ale ta mityczna ziemia ojców ciągnie go z powrotem.

Czy o tak trudnych sprawach można Polakom mówić poprzez taką książkę? Roberto Benigni zrobił komedię o obozie koncentracyjnym, ale to jest Włoch. A Polacy o sprawach poważnych chcą mówić tylko poważnie.
- Ależ moje książeczki są poważne. Jest w nich tylko więcej ilustracji. A to jest próba. Jaki będzie odbiór społeczny, przekonamy się po kilku tygodniach. To nie jest książeczka dla dzieci. Jest napisana tak, żeby czytały ją całe rodziny. Jak robiłyśmy research z ilustratorką, okazało się, że książka dobrze funkcjonowała we wspólnym czytaniu rodzinnym. Jeśli rodzina miała czas wspólnie poczytać i podyskutować, to efekt był pozytywny. Dobrze jak jest moderator do odczytywania tej opowiastki. W szkołach średnich jest trochę inaczej. Pracujemy na warsztatach na innych materiałach, a książki są rozdawane na końcu. Są podsumowaniem tematu.

Następna książka będzie o wywózkach na Sybir. Kiedy się ukaże?
- Mam nadzieję, że to będzie maj.

Urszula Orlińska-Frymus

Ukończyła szkołę dla emigrantów w Izraelu oraz podyplomowe studium nauki o Holokauście na Uniwersytecie Warszawskim, autorka reportaży z Izraela i Japonii, zakochana w Haruki Murakamim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński