Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cicha lekcja pokory

Agnieszka Pochrzęst
Ludzie mówią, że to poświęcenie. Dla mnie to naturalny odruch -mówi Agnieszka.
Ludzie mówią, że to poświęcenie. Dla mnie to naturalny odruch -mówi Agnieszka. Marcin Bielecki
W szczecińskim hospicjum przy ul. Pokoju od rana po korytarzu krząta się kilkunastu młodych wolontariuszy. Co roku do prowadzącego hospicjum księdza Marka Kujawskiego przychodzi około 500 osób. Zostaje garstka. Kiedyś chorym pomagali głównie ludzie dojrzali. Teraz coraz częściej do hospicjum zgłasza się młodzież. Przyznają, że na początku boją się śmierci. Później jednak o niej nie pamiętają i... nie mówią.

Zostawiła dla innych studia

Beata Marczyk przyjechała do hospicjum kilkanaście miesięcy temu z Nowego Sącza. Z dnia na dzień spakowała swoje rzeczy i oznajmiła rodzicom, że wyjeżdża jako wolontariuszka do szczecińskiego hospicjum. Tato nie wierzył. Myślał, że to chwilowy kaprys. Po kilku dniach trudnych dyskusji Beata jednak wyjechała.

Na Ukrainie Eugeniusz nie miałby możliwości pracy w podobnym miejscu
Na Ukrainie Eugeniusz nie miałby możliwości pracy w podobnym miejscu

Beata trafiła do szczecińskiego hospicjum z odległego o kilkaset kilometrów Nowego Sącza.

- Teraz już rodzina pogodziła się z moją decyzją - mówi. -Widzą, że jestem szczęśliwa. Poza tym, nic straconego. Chcę rozpocząć studia w Szczecinie. W hospicjum nauczyłam się kochać. Tutaj człowiek nabiera dystansu do życia i świata. Widzi, że tak naprawdę liczy się tylko miłość i drugi człowiek. To ogromna lekcja pokory.
Codziennie rano około godz. 9 Beata przynosi pacjentom śniadanie. Na końcu trafia do pokoju pani Mieczysławy.
- Wybudowałam cały Szczecin - wspomina ze łzami w oczach pensjonariuszka. - Byłam jednym z najlepszych architektów. A teraz... Głos jej się urywa.
Beata nie pozwala jej dalej mówić. Próbuje szybko odwrócić uwagę starszej kobiety od bolesnych wspomnień. Włącza telewizor i zaczyna opowiadać zabawną historię. Po chwili kobieta się uspakaja.
Do pokoju zagląda Eugeniusz Kulikowski. Pochodzi z Ukrainy. Do Polski przyjechał kilka lat temu. Do hospicjum przychodzi prawie codziennie. Trafił tu przez przypadek.

Na Ukrainie ludzie umierają w samotności

Dorota jest lekarzem. Jej droga do hospicjum była naturalną konsekwencją wyboru zawodu
Dorota jest lekarzem. Jej droga do hospicjum była naturalną konsekwencją wyboru zawodu

Na Ukrainie Eugeniusz nie miałby możliwości pracy w podobnym miejscu

- Przyszedłem na mszę z kolegą - wspomina Eugeniusz. - Na Ukrainie dopiero powstają pierwsze hospicja. Ludzie nieuleczalnie chorzy umierają w samotności, opuszczeni, na szpitalnych łóżkach. O raku nikt głośno nie mówi. To temat tabu. Dlatego nawet nie wiedziałem, co mnie czeka za tymi drewnianymi drzwiami. Może to lepiej - nie bałem się.
Eugeniusz pracuje jako masażysta. W hospicjum jest odpowiedzialny za pranie. Jednak często pomaga także w kuchni.
- Przywiązałem się już do tych ludzi i miejsca - mówi. - Do domu wracam tylko po to, żeby się przespać. Jednak nie mógłbym zamieszkać w hospicjum. Muszę codziennie wyjść na zewnątrz, żeby podładować akumulatory. Nie można się przyzwyczaić do widoku śmierci. Jeżeli uda mi się podnieść na duchu chociaż jednego pacjenta, wiem, że warto. Choć czasami jest naprawdę ciężko.

To nie jest poświęcenie

W kuchni robi kanapki Agnieszka Grzywniak. Od dwóch miesięcy przychodzi do hospicjum. Jest studentką drugiego roku analityki medycznej w Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie.
- Gdy jestem z chorymi czuję się potrzebna - tłumaczy Agnieszka. - Ludzie mówią, że to poświęcenie. Dla mnie to naturalny odruch. Kiedy rano wstaję, wiem, że ktoś nam mnie czeka. Wchodząc do sali muszę być silna. Ci ludzie bardziej niż mojej pomocy potrzebują ciepła i dobrego słowa.

Lekarze - wolontariusze

Dorota jest lekarzem. Jej droga do hospicjum była naturalną konsekwencją wyboru zawodu

Z hospicjum współpracuje około 40 wolontariuszy, którzy opiekują się chorymi w domach. Opiekę medyczną zapewnia im siedmiu lekarzy. Dyżurują po 24 godziny. Często bywa tak, że pracują w szpitalach, a do hospicjum przychodzą z potrzeby serca.
Co trzy dni chorymi opiekuje się Dorota Knut. Skończyła wydział lekarski na Pomorskiej Akademii Medycznej. Po raz pierwszy w hospicjum pojawiła się w lutym. Odbywała tu miesięczną praktykę lekarską.
- Pracowałam w szpitalu państwowym - wspomina Dorota. Mam porównanie. W hospicjum panuje rodzinna atmosfera. Nie jest sterylnie biało, a lekarz ma czas, żeby porozmawiać z chorymi. Czasami pół godziny rozmowy lepiej koi ból chorego niż kilka tabletek przeciwbólowych.

Trudna decyzja

- Pamiętam, że pewien informatyk przez trzy lata przechodził koło hospicjum i nie miał odwagi wejść do środka - mówi Teresa Sadłowska, która od ośmiu lat jest koordynatorem wolontariatu.
Ci którzy weszli, bezbłędnie definiują słowo pokora.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński