Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Christo Stoiczkow: Szanujcie Roberta Lewandowskiego, bo za kilka lat go zabraknie i co wtedy zrobicie? To dziś najlepsza "dziewiątka" świata

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
fot. Tomasz Biliński
- Robert Lewandowski jest wyjątkowym piłkarzem. Wy Polacy macie to szczęście, że możecie go podziwiać - mówi Christo Stoiczkow. Laureat Złotej Piłki i zdobywca Pucharu Europy (dziś Liga Mistrzów) z Barceloną odwiedził Polskę przy okazji promocji swojej autobiografii (wydanej przez SQN). Z mediami rozmawiał jednak nie tylko o książce.

Absolutnie nie namawiamy do nienawiści między narodami, ale czy wie Pan za co ma wielki „szacun” u polskich kibiców?
Zamieniam się w słuch.

Za bramkę strzeloną Niemcom na mundialu w 1994 roku. Każdy kto strzela Niemcom i wyrzuca ich z turnieju jest w Polsce bardzo popularny.
W swoim kraju również jestem za to bardzo szanowany, a dlaczego w Polsce?

Ze względu na historię. Wie Pan, jak to bywa między sąsiadami...
(śmiech). Rozumiem. Ja też mam wiele miłych wspomnień związanych z rywalizacją z Niemcami. Na mundialu w USA pozwoliliśmy prowadzić im 1:0 i wygraliśmy 2:1. Parę miesięcy później prowadzili z nami 2:0 i wygraliśmy 3:2. Z Niemcami mam dużo lepszy bilans, niż z Polską, z tego co pamiętam.

To fakt, grał Pan trzy razy i to były trzy porażki. Ostatnia na tym stadionie – pamięta Pan?
Nie było wtedy dachu (rozmawialiśmy na stadionie Legii Warszawa – red.), było zimno, padał deszcz i przegraliśmy 0:2 (w eliminacjach Euro 2000 – red.). Lepiej wspominam inną wizytę w Polsce, gdy moje CSKA wygrało 5:1 z Ruchem Chorzów i to było ważniejsze zwycięstwo, bo w Lidze Mistrzów (wtedy jeszcze Pucharze Mistrzów – red.). Dodam, że z kilkoma polskimi piłkarzami spotkałem się później w Hiszpanii, a z Romanem Koseckim i Janem Urbanem udało mi się nawet zaprzyjaźnić. Grając w Chicago Fire, zaprzyjaźniłem się również z Piotrem Nowakiem i do dziś jesteśmy jak bracia.

Strzelał Pan Niemcom, Argentynie i wielu innym reprezentacjom, ale nie zdołał Pan strzelić Brazylii...
W swojej karierze zagrałem z Brazylią tylko dwa sparringi i wtedy faktycznie się nie udało, ale to pytanie ma chyba jakiś podtekst.

Bo mówił Pan wcześniej na konferencji prasowej, że planował strzelić Brazylii gola w finale mistrzostw świata, ale na przeszkodzie stanął pewien francuski sędzia.
Bo tak było. Ten facet (Joel Quiniou – red.) okradł mnie z marzeń. W drugiej połowie nie podyktował dla nas ewidentnego karnego. Alessandro Costacurta zablokował piłkę jak siatkarz, a on udawał, że tego nie widzi. To jedyny człowiek na świecie, z którym nigdy się nie przywitam.

Aż tak?
Aż tak, bo nie ma jak. Nie mam rękawicy, a gołej ręki na pewno bym mu nie podał. On nawet nie ma szans na to, żeby do mnie dotrzeć. Próbował to zrobić za pośrednictwem innych ludzi, nagrywał filmy, w których prosił o wybaczenie, ale nic z tego. Dla mnie ten człowiek tak jakby umarł. Nie istnieje. Jest złodziejem, który okradł mnie i mój naród. Niektórzy z moich kolegów mogą mu wybaczyć ale ja nigdy tego nie zrobię. Zero szans.

Napisał Pan w książce, że przed tamtym mundialem w USA nie za bardzo w siebie wierzyliście, ale Jordan Leczkow nakręcił Was pytaniami: „W czym my jesteśmy gorsi od Zachodu”.
To prawda. Dodawał, że gdyby życie ludzi z Zachodu było tak ciężkie jak nasze w komunistycznej Bułgarii, to połowa z nich pewnie by się powiesiła. Nakręcał, nakręcał, aż w końcu mu uwierzyliśmy. Leczkow był profesorem dlatego, że grał w Niemczech. Podobnie jak Petar Hubczew. Przed meczem z Niemcami mówił nam, że jesteśmy lepsi, a do tego piękniejsi i na pewno z nimi wygramy. I tak też się stało.

Który sukces Ceni Pan sobie wyżej – czwarte miejsce na mundialu z Bułgarią, czy wygranie Pucharu Europy z Barceloną?
Nie da się tego porównać, bo to są dwie różne rzeczy. Z klubem grasz przez cały rok, codziennie jesteś w tej konkretnej szatni, grasz sobota-środa-niedziela-środa. Wciąż z tymi samymi piłkarzami. W reprezentacji grasz w ciągu roku pięć-sześć meczów, a jak przychodzą mistrzostwa świata to jesteście razem tylko 15 dni. A ty w tym czasie musisz pokazać, że jesteś najlepszy. Czasu jest wtedy bardzo mało, dlatego trzeba grać z sercem i dać z siebie wszystko. Oczywiście dla Barcelony też grałem z sercem i też dawałem z siebie wszystko.

Czy to prawda, że nigdy nie mówi Pan Real Madryt, tylko RM?
Tak, to prawda. Wypowiedzenie słów Real Madryt trwa za dużo czasu, którego nie chcę na ten klub tracić. Jestem Antimadridistą do szpiku kości. Ja ich po prostu nienawidzę. Chciałbym jednak podkreślić, że mam przyjaciół, którzy grali w Realu, na przykład Emilio Butragueno i Ivana Zamorano. I to są prawdziwi przyjaciele.

A kto był Pana najlepszym przyjacielem w Barcelonie?
Było ich trzech: F, C i B. Football Club Barcelona. Byliśmy jedną wielką rodziną, dlatego nie chcę nikogo wyróżniać.

Pytam, bo swojego czasu pracował w Polsce jako trener Jose Mari Bakero i zawsze bardzo ciepło Pana wspominał.
Cieszę się, ale właśnie dlatego nie chcę nikogo wyróżniać. Nie powiem, że z tamtym bardzo się kumplowałem, a z innym już mniej. U nas w szatni nie było podziałów na Hiszpanów i cudzoziemców. Byliśmy jednością i dlatego byliśmy też Dream Teamem. Dlatego cztery razy z rzędu zdobyliśmy mistrzostwo Hiszpanii, zdobyliśmy Puchar i Superpuchar Europy, Puchar Króla i Superpuchar Hiszpanii. Dlatego mieliśmy tak wybitnego trenera, jak Johan Cruyff.

Ale – paradoksalnie – te dwa finały Pucharu Europy, za drugim razem już Ligi Mistrzów Wam nie wyszły. 0:4 Milanem w 1994 roku, a dwa lata wcześniej długo męczyliście się z Sampdorią.
To prawda, tamten finał na Wembley nie był super spotkaniem w naszym wykonaniu. Z kilku powodów – pierwszy był taki, że obie drużyny bardzo dobrze się znały. Rok wcześniej Barcelona wygrała co prawda 2:0 z Sampdorią, ale w tamtym sezonie to była bardzo dobra drużyną. Miała silny atak, z Attilio Lombardo, Gianlucą Viallim i Roberto Mancinim. W pomocy również miała dobrych piłkarzy. Doszły nerwy, bo bardzo zależało nam na zwycięstwie. Wcześniej Barcelona grała tylko jeden finał Pucharu Europy i go przegrała, po rzutach karnych ze Steauą Bukareszt (w 1996 roku – red.). 1:0 po dogrywce nie brzmi może imponująco, ale najważniejsze, że wygraliśmy.

Co Pan sądzi o obecnej Barcelonie, która od kilku lat próbuje wygrać Ligę Mistrzów i za każdym razem kończy się to jakąś katastrofą? Ostatnio w Liverpoolu. W czym problem?
W tym, że oni tylko próbują. Nie ma oczywiście nic w tym złego, ale im się to nie udaje.

Dlaczego?
Bo nie myślą o tym profesjonalnie. Popełniają za dużo błędów. W ostatnich latach Barcelona dużo przegrywała w Lidze Mistrzów. 0:4 z Paris Saint-Germain, 0:3 z Juventusem, 0:3 z Romą i 0:4 z Liverpoolem. Cztery mecze, zero strzelonych bramek i aż 14 straconych. Wniosek jest taki, że albo obecny trener (Ernesto Valverde – red.) nie wie co zrobić, by temu zaradzić, albo piłkarze się boją. To niemożliwe, że mając najlepszego gracza na świecie – Leo Messiego – nie Barca nie może od czterech lat wygrać Ligi Mistrzów.

Może jednak brakuje Neymara?
Nie. Dlaczego ma go niby brakować?

Mówią o tym piłkarze Barcy, a Messi nawet osobiście namawiał go do powrotu.
I co z tego że chcą. Kiedy Neymar dostał propozycję zarabiania dwa razy większych pieniędzy, to powiedział im „do widzenia” i odszedł z Barcelony. A teraz chce wrócić, bo mu się w PSG nie podoba.

Nie powinien wracać?
Osobiście nigdy bym na to nie pozwolił.

To może Robert Lewandowski?
Lewandowski? Nie znam, a kto to jest? (śmiech). No nie wiem, bo miałby mocną konkurencję w ataku, w osobie Luisa Suareza.
No ale sam Pan mówił na konferencji, że Lewandowski to teraz najlepsza „dziewiątka na świecie”.

Mówiłem i...

Do tego nie gryzie.
Skoro nie gryzie, to jak może zagrać w Barcelonie? (teraz to my się śmiejemy). A tak poważnie, to Robert jest wyjątkowym piłkarzem. Wy Polacy macie to szczęście, że możecie go podziwiać. W polskiej piłce zawsze były legendy – był Grzegorz Lato, był Zbigniew Boniek, byli moi przyjaciele, o których wspominałem, a teraz jest Lewandowski. Trzeba go szanować, bo za kilka lat go zabraknie i co wtedy zrobicie?

Będziemy tęsknić?
Dlatego cieszcie się, że go macie i żyjcie chwilą. Wiosną będą mistrzostwa Europy, więc trzymajcie kciuki za Lewandowskiego i Waszą drużynę.

Na razie trzymamy kciuki za jego wysoką pozycję w plebiscycie Złotej Piłki. Ma na to szanse?
Uważam, że Robert ma wielką szansę, bo jest wyjątkowym piłkarzem. Trochę się z Wami droczyłem, ale on faktycznie jest dziś najlepszym klasycznym numerem dziewięć na świecie i robi różnicę. Robił ją w Borussii Dortmund, robi ją w Bayernie Monachium i reprezentacji Polski. Na pewno ma szansę być w gronie najlepszych, ale nie wiem jak kto zagłosuje. Przez długi czas liczyli się tylko Messi i Cristiano Ronaldo, ale teraz jest inaczej, bo rok temu Luka Modrić przerwał ich hegemonię. Nie wiem, jak będzie w przypadku Roberta, dowiemy się 2 grudnia.

Współpraca Tomasz Biliński

Christo Stoiczkow o Robercie Lewandowskim: "Zasłużył na Złotą Piłkę, ale nie wiem, jak kto zagłosuje"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński