Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Choszcznianie z miasta London

Elżbieta Lipińska, 24 marca 2006 r.
Halina i Stefan twierdzą, że Choszczno jest ich rodzinnym miastem, ale London kochają równie mocno. - Czujemy się tam bezpiecznie. Choć jest ono znacznie większe od Choszczna, to jednak nam je przypomina - mówią zgodnie.
Halina i Stefan twierdzą, że Choszczno jest ich rodzinnym miastem, ale London kochają równie mocno. - Czujemy się tam bezpiecznie. Choć jest ono znacznie większe od Choszczna, to jednak nam je przypomina - mówią zgodnie. Elżbieta Lipińska
- Kochamy Choszczno. To nasze rodzinne miasto, więc przyjeżdżamy, kiedy tylko możemy - mówią Halina i Stefan Grabarczykowie z Kanady, którzy wyjechali za ocean przed laty.

-Tutaj mamy rodzinę i wielu znajomych, ale nasze miejsce jest już w Kanadzie. Tam dostaliśmy szansę od losu i nie możemy jej zaprzepaścić. Gdybym miał 75 lat, to też wyjechałbym - dodaje Stefan wspominając początki życia na obczyźnie.

Chcieli spróbować czegoś innego

W Polsce byli już ustabilizowani, kiedy podjęli myśl o emigracji. Szlak mieli przetarty, bo od kilku lat w Anglii mieszkał starszy brat Stefana, Krzysztof.

- To było siedemnaście lat temu. Pojechałem do brata. Zaprosiłem żonę na dwa tygodnie, a nasze dzieci Ania i Mariusz zostały w Polsce jako depozyt. Halinka musiała wrócić do Polski - wspomina Stefan Grabarczyk.

Po sześciu miesiącach wyemigrował do Kanady.

- Zadzwoniłem do Waldka Biernata z Choszczna, który mieszkał tam w miejscowości London. Powiedział mi, że potrzebuje piłkarzy. Był prezesem klubu "Białe Orły". Kiedy już do niego dotarłem, to zaprowadził mnie od razu na trening. Grałem dwa sezony - wspomina Stefan Grabarczyk znany w Choszcznie jako Papuga.

Wtajemniczonym nie trzeba mówić, że jest legendą choszczeńskiej piłki nożnej. Przed laty był jednym z najbardziej utalentowanych piłkarzy i kapitanem trzecioligowego Grunwaldu Choszczno.

Zostawili bliskich

Półtora roku później dotarła do niego rodzina.

- Wyruszyliśmy do Stefana dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia. W Choszcznie zostawiałam całą rodzinę. Mama i wszyscy bliscy odprowadzali mnie na lotnisko. Jechali ze mną pociągiem do Warszawy. Był to bardzo zimny dzień i bardzo smutny. Obładowana bagażami ciągnęłam płaczące dzieci przez lotnisko. Mieliśmy przesiadkę w Amsterdamie, a potem zamiast do Toronto dolecieliśmy do Montrealu - wspomina Halina Grabarczyk.

Za to spotkanie z dawno nie widzianym ojcem i mężem było bardzo radosne.

- Ania miała wtedy dziewięć lat, a Mariusz cztery, kiedy zobaczyłem je ponownie - mówi Stefan.

Wtedy już postanowił pożegnać się z piłką nożną i zaczął pracować w firmie budowlanej.

Pracowali ciężko

Halina w Polsce skończyła pedagogikę na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i pracowała jako nauczycielka w Szkole Podstawowej Nr 3 w Choszcznie.

- Nie wyobrażałam sobie innej pracy. Postanowiłam nostryfikować dyplom, aby podjąć pracę w swoim zawodzie - mówi. - Bo jaka praca mogła czekać na emigranta? W fabryce albo sprzątanie. Moja żona ambitnie uczyła się. Łatwo jej z pewnością nie było. Nowe środowisko, obcy język i małe dzieci, ale już po dwóch latach dopięła swego i za to ją kocham - mówi dumny mąż.

Ania i Mariusz uczyli się języka.

- Ania poradziła sobie bardzo szybko, ale nasz mały synek w wieku pięciu lat musiał iść do szkoły. Kładł się w na podłodze w kącie i płakał. Musiałam siedzieć z nim w klasie - wspomina z rozrzewnieniem Halina.

Grabarczykowie szybko kupili dom. Zaraz potem jednak Stefan stracił pracę i to był chyba największy dramat, jaki przeżyli w Kanadzie. Na szczęście trwał krótko.

- Pracę trzeba było po prostu znaleźć i udało się - dodaje Papuga. - Na obczyźnie nie wszystko jest takie piękne, jak się niektórym wydaje, bo wielu Polaków mimo skończonych studiów żyje w biedzie - dodaje.

Im się udało, ale na sukces pracowali bardzo ciężko.

Zdobyli uznanie

Dziś Stefan jest właścicielem firmy budowlanej, a jego żona wicedyrektorem w prywatnej szkole w London Ontario. Jest to najdroższa szkoła w tym liczącym 330 tysięcy mieszkańców mieście. Halina chwalić się nie lubi, ale jej mąż podkreśla, że to ona jest taką siłą sprawczą, dzięki której osiągnęli to, co mają. Mieszkają w wygodnym domu z basenem i podróżują po świecie. Mają kontakt z byłymi mieszkańcami Choszczna, mieszkającymi w USA i Kanadzie.

- Znaliśmy się wcześniej, więc od czasu do czasu robimy zjazdy choszcznian. Spotykamy się oczywiście z Waldkiem i Jagodą Biernatami mieszkającymi w London, Grześkiem Choczajem z Chicago, Jasiem Ziendą i jego żoną Ewą Łopatto z Chicago, czy Heniem Kilianem z Rochester - mówi choszcznianin z London.
Z bratem Krzysztofem z Londynu dzwonią do siebie codziennie. Stefan jest bardzo z niego dumny.

- Krzysiek pracował kiedyś u Billa Gatesa. Teraz ma własną firmę komputerową w Londynie. Zrobił m.in. bardzo duży projekt komputerowy. Pisał o nim "London Times" i "Dziennik Londyński". Przed laty nawet nie pomyślelibyśmy, że takie gazety napiszą o chłopaku z Choszczna - podkreśla Stefan.

Przyjeżdżają kiedy mogą

Nie zawsze są to radosne wizyty. Dwa lata temu zmarła Krystyna Grabarczyk, czyli mama Krzysztofa i Stefana. Teraz zaś Halina straciła swoją matkę.

- Nie tak miało wyglądać nasze spotkanie. Planowaliśmy przyjazd w marcu, ale nie spodziewaliśmy się, że przyjedziemy na pogrzeb. Moja teściowa Kazimiera Szłykowicz mieszkała u nas w London trzy lata i bardzo nam pomogła - mówi Stefan.

W ubiegłym roku ich Ania wyszła za mąż. Zdążyła przedstawić swojego narzeczonego obydwu babciom.

- Nasz zięć Andrew jest Kanadyjczykiem, którego przodkowie przed laty przybyli ze Szkocji. Chciała pokazać mu miasto, w którym przyszła na świat i które tak bardzo kocha - mówi Halina Grabarczyk.

Rodzina jest dumna, że pochodzi właśnie stąd.

- Podczas wesela postarałam się, aby miała namiastkę Choszczna i takim elementem był łabędź, który kojarzy się z naszym miastem. Ania podczas ostatniej wizyty zrobiła wiele zdjęć i była zachwycona Choszcznem. Rodzina z Choszczna też była na weselu. Gościliśmy Marysię Szałek z synem Jackiem - wspomina matka, która marzy o tym, żeby zostać babcią.

Ania ma prawie 27 lat i skończyła biologię z wyróżnieniem, Andrew jest inżynierem. Na razie podróżują po świecie i rodzicielstwo mają w dalszych planach.

- To jest typowe dla ludzi mieszkających na Zachodzie - mówi Stefan.

Ich syn Mariusz jeszcze studiuje. Zamierza być informatykiem. Halina i Stefan Grabarczykowie chcieliby przyjechać we wrześniu na zjazd absolwentów Zespołu Szkół Nr 1 przy ulicy Chrobrego, który ukończyli przed laty. Ich plany zawodowe raczej jednak na to nie pozwolą. Część kolegów i nauczycieli spotkali podczas tej wizyty, pozostałych zaś pozdrawiają za pośrednictwem "Głosu".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński