Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chory psychicznie podpalił mieszkanie

Mariusz Parkitny
Pożar zniszczył mieszkanie Anny Zgórskiej (pierwsza z lewej). - Będziemy musieli się wyprowadzić. Przynajmniej na jakiś czas. Nie doszłoby do tego, gdyby wcześniej zareagowano na nasze kłopoty - mówiła wczoraj.
Pożar zniszczył mieszkanie Anny Zgórskiej (pierwsza z lewej). - Będziemy musieli się wyprowadzić. Przynajmniej na jakiś czas. Nie doszłoby do tego, gdyby wcześniej zareagowano na nasze kłopoty - mówiła wczoraj. Marcin Bielecki
50-letni mężczyzna podpalił wczoraj swoje mieszkanie i uciekł. W środku zamknął brata i ojca. Lekarze walczą o ich życie.

- Marek od dawna groził, że nas pozabija - mówi Anna Zgórska.

Kobieta jest jedną z mieszkanek kamienicy przy ul. Boguchwały w Szczecinie. Wczoraj, kilka minut po piątej rano poczuła swąd. Razem z mężem wyszła na klatkę schodową. Paliło się mieszkanie nad nimi.

- Widziałem Marka z gazetami w ręce. Uciekł boso - opowiada pan Jan Zgórski.

Gdy mama żyła...

Mieszkanie na trzecim piętrze, w którym wybuchł pożar, należy do 84-letniego Stanisława W., byłego kierowcy w straży portowej. Jest wdowcem. Mieszka z dwoma synami: Andrzejem i Markiem. Andrzej, muzyk, grał za granicą. Policja podejrzewa, że mieszkanie podpalił 50-letni Marek. Mężczyzna od 18 lat jest na rencie. Kawaler. Leczy się psychiatrycznie. Sąd nie zgodził się na zamknięcie go w szpitalu, bo "nie stwarzał bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi".

- Gdy matka żyła, dbała, żeby chodził do lekarza i brał leki. Po jej śmierci było coraz gorzej - mówi Dorota Gurgacz, mieszkanka kamienicy.

Według wstępnych ustaleń, mężczyzna spowodował pożar podpalając gazety i szmaty łatwopalnym płynem. Potem zamknął drzwi i wyszedł na klatkę. W tym czasie jego ojciec i brat spali. Gdy strażacy wyciągali ich z mieszkania, byli nieprzytomni. Trafili do szpitala.

Bali się go

Trzeba zmienić to prawo

Sąd może umieścić chorego w szpitalu psychiatrycznym jedynie gdy "bezpośrednio" zagraża innym osobom. Polskie Towarzystwo Psychiatrii Sądowej chce, by chory trafiał do szpitala, gdy ryzyko, że zaatakuje kogoś jest "prawdopodobne", a nie tylko "bezpośrednie".
W ostatnich miesiącach to już trzecia tragedia w Szczecinie, gdzie podejrzanym jest osoba z kłopotami psychicznymi. W kwietniu w bloku przy al. Wyzwolenia 45-letni Paweł R. zabił matkę i zranił ojca. Wcześniej sąd nie zgodził się zamknąć go w szpitalu. Tydzień temu 52-letni Lech S. zabił żonę. Do tragedii doszło przy ul. Krzywoustego. Rok temu sąd zgodził się zamknąć go w szpitalu, ale na oddziale zabrakło wolnego miejsca.

Sąsiedzi opowiadają, że od lat. Marek W. rozpalał ogniska na klatce schodowej, smarował fekaliami skrzynki pocztowe. Niszczył domofon i zaparkowane pod domem samochody. Rzucał w ludzi kamieniami.

- I ciągle groził. Że pozabija nas i swojego ojca - dodaje Dorota Gurgacz.

Według sąsiadów, stosunki Marka z bratem i ojcem psuły się coraz bardziej. Były dni, że nie wpuszczali go do mieszkania. Wtedy mężczyzna zrobił sobie prowizoryczny pokój w piwnicy.

Wczoraj do rodziny W. miał przyjść operator telewizji kablowej. Dzień wcześniej Andrzej W. kupił telewizor. O dowiezienie go poprosił sąsiada Jerzego Aleksiejewa.

- Dał mi pieniądze, to kupiłem im ten telewizorek w Media-Markt. Mały. Na środę zamówiłem fachowców z telewizji kablowej. Mieli zamontować podstawowy pakiet programów. Teraz operator nie ma już do czego przyjść - opowiada pan Jerzy.

Mieszkanie gasiło pięć wozów strażackich. Jest doszczętnie spalone. Remont potrzebny jest też w mieszkaniu pod spodem. Władze miasta przygotowały dla obu rodzin mieszkania rotacyjne.

Urzędniczki nie poczekały

Mieszkańcy kamienicy oskarżają administrację budynku, że nie reagowała na prośby o pomoc.

- Ciągle wydzwanialiśmy i pisaliśmy prośby o pomoc. Nikt się nie zainteresował - mówi Anna Zgórska.

Zarząd Budynków i Lokali Komunalnych (ZBiLK) od kilku miesięcy wymienia w tej sprawie korespondencję z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Rodzinie (MOPR). ZBiLK poprosił opiekę społeczną o przeprowadzenie wywiadu w mieszkaniu Stanisława W. Do wyznaczonej na maj kontroli nie doszło, bo jeden z urzędników ZBiLK spóźnił się. Pracownicy opieki nie chcieli czekać i gdy Stanisław W. nie wpuścił ich do domu, rozeszli się. Podczas kolejnej wizyty, pracownik opieki społecznej zaproponował rodzinie W. napisanie wniosku do sądu o ubezwłasnowolnienie Marka W.

Policjanci zatrzymali Marka W. po południu w autobusie. Wczoraj wieczorem miał być przesłuchany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński