- Byłam bardzo zdenerwowana, zmęczona, serce mi waliło. Kiedy jednak ujrzałam jego twarz, z której biło takie dostojeństwo, spłynął na mnie niesamowity spokój. Nie chciałam stamtąd odchodzić, chciałam z Nim zostać, jak z ojcem - opowiada pani Joanna.
- To bardzo osobiste przeżycie. Nie wiem czy chcę, ani też czy potrafię cokolwiek opowiedzieć - przyznaje policzanka. - To była chwila, ale zostanie mi w pamięci do końca życia.
Jedziemy do Rzymu!
To była decyzja bardzo spontaniczna. Z Polic wyruszyli w niedzielę ok. godz. 21.
- Ruszyliśmy swoim autem - opowiada pani Joanna. - Ja, mąż, jego siostra i teściowie. Nie wiedzieliśmy, czy uda nam się dotrzeć do Bazyliki. Ale to była ostatnia szansa. Zawsze chciałam spotkać się z papieżem. Na pielgrzymkach w Polsce się nie udało. Teraz to był ten pierwszy ale i ostatni raz, była szansa...
Granicę przekroczyli w Kołbaskowie, przez Niemcy dotarli do Austrii, a stamtąd już do Włoch. Po 19 godzinach jazdy, około godz. 18 byli w Watykanie. Auto pozostawili na jednym z placów ok. 2 km od Bazyliki św. Piotra.
- Włosi natychmiast zorientowali się, że jesteśmy Polakami - dodaje. - Pokazali nam, jak dojść do Bazyliki. Przy jednym z bocznych wejść na plac Św. Piotra wolontariusze zaopatrzyli nas w wodę. Ustawiliśmy się w kolejce.
Najważniejsza chwila
Tej nocy, z poniedziałku na wtorek Polaków w Watykanie nie było jeszcze wielu, dominowali Włosi. Było bardzo wielu księży, sióstr zakonnych.
5 godzin minęło nim weszli do Bazyliki. To był już wtorek, ok. 1 w nocy. Na złożenie hołdu, pokłonu Ojcu Świętemu mieli kilka minut.
- Ogromny tłum, szum, mnóstwo Włochów z dziećmi, całe rodziny, oklaski - opowiada. - To dla nas dziwne, inna mentalność, trudno mi było przyzwyczaić się do takich zachowań. Kiedy jednak zobaczyłam jego twarz, z której płynęło takie dostojeństwo, spłynął na mnie spokój. Papież był dla mnie kimś wyjątkowym. Kiedy w Polsce usłyszałam o jego śmierci, bardzo to przeżywałam. W Bazylice jakiś spokój na mnie zszedł, nie chciałam stamtąd odchodzić, chciałam zostać, jak przy swoim ojcu. Pamiętam właśnie tą dostojną twarz, zmęczoną ale spokojną. To był moment, chwila, nie było czasu uklęknąć, pomodlić się. Przesuwano nas dalej, bo szli następni.
Radość i zmęczenie
W drogę powrotną wyruszyli o godz. 13 we wtorek. Do Polic dotarli o godz. 19 następnego dnia. Przejechali 3400 km.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?