Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciała zabić swojego kochanka

Mariusz Parkitny
W kamienicy na tej ulicy rozegrała się krwawa awantura między Beatą a Markiem. Wielu mieszkańców uważa, że to jedna z najbardziej niebezpiecznych dzielnic Szczecina.
W kamienicy na tej ulicy rozegrała się krwawa awantura między Beatą a Markiem. Wielu mieszkańców uważa, że to jedna z najbardziej niebezpiecznych dzielnic Szczecina. Andrzej Szkocki
- On pisze, że mnie kocha. Ale ten związek nie ma raczej już sensu - mówi Beata W. Kobieta czaka na wyrok za usiłowanie zabójstwa swojego kochanka.

Historia rozegrała się w centrum Szczecina, w tej części dzielnicy, do której samemu lepiej nie zachodzić. Grupki podpitych facetów, często też kobiet, od rana okupują tu bramy i sklepy monopolowe. Beatę W. znają tutaj wszyscy. Marka K. też.

- Piją dużo, a potem awanturują się - mówią o nich sąsiedzi.
Beata wprowadziła się do Marka dwa lata temu. On akurat wyszedł z więzienia. Wcześniej mieszkała u matki (wyprowadziła się, bo nie mogła znieść ojczyma) i u babci. Nie jest nigdzie zameldowana na stałe. Mimo młodego wieku ma już czworo dzieci, żadne nie jest Marka. Najmłodsze dziecko ma cztery latka, najstarsze - czternaście. Sąd zdecydował, że będzie się nimi opiekować babcia.

Po szkole podstawowej Beata chciała zostać sprzedawcą. Poszła do zawodówki, ale skończyła tylko pierwszą klasę. Potem wybrała wagary. Ostatnią jej pracą była praca operatora maszyny polerującej podłogi w jednym ze szczecińskich marketów.

Beata była już dwa razy karana. Za rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia i uszkodzenia ciała. W więzieniu spędziła dwa lata. Po raz kolejny do aresztu trafiła we wrześniu ubiegłego roku. Gdy wyszło na jaw, że próbowała zabić kochanka.

- Nie ukrywam tego, że mam problem z alkoholem. Nie rozumiem jednak, dlaczego oskarża się mnie o zabójstwo. Nie pamiętam, abym to zrobiła. Proszę o sprawiedliwość - napisała z aresztu do jednego z sędziów.

W kolejnym piśmie poprosiła o farbę, bo chciała sobie zmienić kolor włosów.

Ciosy za "szlajanie"

Według sąsiadów dwa lata wspólnego mieszkania Beaty i Marka wypełniały częste kłótnie i awantury. Najczęściej po alkoholu. Ale zeznający przed sądem świadkowie nie byli zgodni co do tego, która ze stron była bardziej agresywna. Tak naprawdę i on, i ona mają wśród ludzi złą opinię.

21 września Marek i Beata od rana pili alkohol. Był z nimi Artur G., były przyjaciel Beaty. Podczas libacji doszło do awantury. Marek oskarżył Beatę, że "szlaja się" i nie wraca na noc do domu. Wtedy ona wyszła z pokoju. Wróciła z tłuczkiem do mięsa.

Według lekarzy Marek dostał co najmniej pięć ciosów w głowę. Beata biła go aż do chwili, gdy metalowy trzonek wypadł z rękojeści na podłogę. Potem znowu wyszła z pokoju. Wróciła z nożem. Ostrze miało około 30 centymetrów długości. Beata zadała nim co najmniej dwa ciosy. Dostało się też Arturowi G., który próbował bronić kolegi. Taką wersję wydarzeń ustaliła prokuratura.

"Ona tak załatwia facetów"

Po awanturze Beata wyszła z mieszkania. Przed sklepem spotkała kolegów z dzielnicy. Poprosiła, aby weszli na górę sprawdzić, "czy oni żyją".

- Powiedziała, że ona tak załatwia takich facetów - zeznał w sądzie jeden ze świadków.

Obaj pobici trafili do szpitala. Tam nie chcieli jednak powiedzieć, co im się stało. Artur G. twierdził, że przewrócił się ze schodów. Na własną prośbę obaj mężczyźni wypisali się do domów.

Na drugi dzień Beata przyszła do mieszkania Marka. On na głowie miał bandaże. Ona przyniosła kwiaty na przeprosiny i wódkę. Była z kolegami. Marek przyjął przeprosiny - tak przynajmniej mówił w sądzie.

Świadkiem przeprosin była Sylwia K., dawna żona Marka. Przyszła chwilę wcześniej, bo ktoś powiedział jej, że on nie żyje, a drzwi mieszkania zniszczono siekierą. Chciała sprawdzić, co się stało. W trakcie rozmowy były mąż powiedział jej, kto go tak urządził.

- Wtedy weszła ta kobieta z kwiatami i wódką. Ja musiałam pójść, bo byłam z małym dzieckiem - opowiadała Sylwia K.
Po wyjściu z mieszkania zadzwoniła do ojca Marka. Przyjechał, porozmawiał z synem i zawiadomił policję.

- Syn ma problemy z alkoholem. Leczył się nawet - mówił w sądzie Mieczysław K., ojciec ofiary.

Obraz na głowie

W trakcie śledztwa okazało się, że wrześniowa jatka to nie pierwsza zakończona krwawo awantura między kochankami. W styczniu ubiegłego roku na głowie Marka Beata rozbiła duży obraz umieszczony za szklaną szybą. Odłamki szkła pokaleczyły mu twarz. Potem kobieta miała pociąć sobie rękę maszynką do golenia, za co przed sąsiadami oskarżyła Marka. Bo z jej opowieści wynika, że to najpierw on ją poranił, a dopiero potem ona uderzyła go obrazem. Ale prokurator jej nie uwierzył. Oskarżył Beatę także o to pobicie.

Pijany świadek w areszcie

W sprawie zeznawało ponad dwudziestu świadków. Część z nich to przyjaciele oskarżonej z dzielnicy. Kilkoro dostało kary, bo nie przyszli do sądu zeznawać. Ale największy skandal wywołał niejaki Wojciech K. Najpierw do sądu przyszedł pijany. Dostał siedem dni aresztu. Na kolejną rozprawę też się nie stawił. Wysłał kolegę, który nieudolnie próbował go usprawiedliwić. Sąd wsadził go do celi na miesiąc.
Beata stawia się na każdą rozprawę. Policjanci przywożą ją z aresztu w Kamieniu. Podobno Marek pisze tam do niej listy. Chce, aby znów byli razem.

- On pisze, że mnie kocha. Ale moim zdaniem ten związek nie ma raczej już sensu - odpowiada Beata. Za usiłowanie zabójstwa grozi jej nawet dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński