Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcą zabrać synka ze szpitala, ale nie mają gdzie

Wioletta Mordasiewicz
Agnieszka i Grzegorz Kownaccy proszą o pomoc. Nie mają gdzie się podziać z dziećmi. Jeszcze mają nadzieję, że stanie się cud i miasto da im mieszkanie socjalne.
Agnieszka i Grzegorz Kownaccy proszą o pomoc. Nie mają gdzie się podziać z dziećmi. Jeszcze mają nadzieję, że stanie się cud i miasto da im mieszkanie socjalne. Wioletta Mordasiewicz
Agnieszka i Grzegorz Kownaccy zdecydowali się na desperacki krok. Synka, który urodził im się w sobotę, zostawili w szpitalu. Mają fatalne warunki mieszkaniowe. Żyją z czwórką dzieci w pokoiku, który dzielą z teściami.

Pani Agnieszka nie chciała nawet zobaczyć synka po urodzeniu. Bała się, że wtedy nie będzie w stanie podjąć trudnej decyzji pozostawienia go w szpitalu.

- Nawet nie wybraliśmy imienia dla niego - załamuje ręce pan Grzegorz. - Zdajemy sobie sprawę, że warunki mieszkaniowe nie pozwolą nam na wychowywanie kolejnego, piątego dziecka.

Pani Agnieszka ledwo powstrzymuje łzy. Decyzja, którą podjęła sporo ją kosztuje.

- Trudno mi się z tym pogodzić - mówi kobieta. - Ale nie mamy innego wyjścia. Wiele razy byłam u prezydenta miasta. Każe czekać na swoją kolej. A kiedy ja mogę dostać jakieś mieszkanie socjalne skoro ciągle spadam, na coraz dalsze miejsca na liście? Nie wiem czy kiedykolwiek wybaczę sobie to, co musiałam zrobić. Ale nie chcę skazywać synka na życie w takich koszmarnych warunkach.

Z teściami i bratem

Agnieszka i Grzegorz Kownaccy żyją w 27-metrowym mieszkaniu przy ulicy Bydgoskiej. Kątem u teściów, z którymi dzielą pokój. W drugim pokoju mieszka brat pani Agnieszki. W mieszkaniu nie ma łazienki. Toaleta jest na klatce schodowej. Warunki są koszmarne. Najstarsze z czwórki dzieci ma osiem lat, najmłodsze dwa. Maluchy nie mają miejsca ani do nauki ani do zabawy. W pokoju nie ma gdzie wstawić łóżeczka dla noworodka.

- Dziwię się, że miasto nie chce im pomóc - mówi pan Paweł, pracodawca Grzegorza Kownackiego. - To są normalni, spokojni ludzie. I bardzo pracowici. Pomagam im jak mogę. Ale mieszkania dać im nie jestem w stanie. Prezydent powinien wziąć pod uwagę sytuację, w jakiej ta rodzina się znalazła. I znaleźć dla tych ludzi choć kawalerkę do remontu. Trzeba to zrobić szybko, żeby mogli zabrać swoje dziecko ze szpitala.

Za mało mieszkań

Pani Agnieszka była na liście oczekujących na mieszkanie socjalne w 2007 roku. Nie zgłosiła się jednak do kolejnej weryfikacji, więc ją skreślono.

- Mieszkań jest mniej niż potrzeb - mówi Rafał Zając, zastępca prezydenta Stargardu. - Nie ma szans, żeby wszystkim pomóc od razu. Dużo rodzin z listy oczekujących żyje w dramatycznych warunkach. Muszą czekać. Rodzina z ul. Bydgoskiej została skreślona z listy. Nie mamy więc nawet podstaw prawnych, żeby jej pomóc.

Małżeństwo ma na zabranie synka ze szpitala sześć tygodni. Jeśli tego nie zrobi, dziecko może trafić do adopcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński