Pani Agnieszka nie chciała nawet zobaczyć synka po urodzeniu. Bała się, że wtedy nie będzie w stanie podjąć trudnej decyzji pozostawienia go w szpitalu.
- Nawet nie wybraliśmy imienia dla niego - załamuje ręce pan Grzegorz. - Zdajemy sobie sprawę, że warunki mieszkaniowe nie pozwolą nam na wychowywanie kolejnego, piątego dziecka.
Pani Agnieszka ledwo powstrzymuje łzy. Decyzja, którą podjęła sporo ją kosztuje.
- Trudno mi się z tym pogodzić - mówi kobieta. - Ale nie mamy innego wyjścia. Wiele razy byłam u prezydenta miasta. Każe czekać na swoją kolej. A kiedy ja mogę dostać jakieś mieszkanie socjalne skoro ciągle spadam, na coraz dalsze miejsca na liście? Nie wiem czy kiedykolwiek wybaczę sobie to, co musiałam zrobić. Ale nie chcę skazywać synka na życie w takich koszmarnych warunkach.
Z teściami i bratem
Agnieszka i Grzegorz Kownaccy żyją w 27-metrowym mieszkaniu przy ulicy Bydgoskiej. Kątem u teściów, z którymi dzielą pokój. W drugim pokoju mieszka brat pani Agnieszki. W mieszkaniu nie ma łazienki. Toaleta jest na klatce schodowej. Warunki są koszmarne. Najstarsze z czwórki dzieci ma osiem lat, najmłodsze dwa. Maluchy nie mają miejsca ani do nauki ani do zabawy. W pokoju nie ma gdzie wstawić łóżeczka dla noworodka.
- Dziwię się, że miasto nie chce im pomóc - mówi pan Paweł, pracodawca Grzegorza Kownackiego. - To są normalni, spokojni ludzie. I bardzo pracowici. Pomagam im jak mogę. Ale mieszkania dać im nie jestem w stanie. Prezydent powinien wziąć pod uwagę sytuację, w jakiej ta rodzina się znalazła. I znaleźć dla tych ludzi choć kawalerkę do remontu. Trzeba to zrobić szybko, żeby mogli zabrać swoje dziecko ze szpitala.
Za mało mieszkań
Pani Agnieszka była na liście oczekujących na mieszkanie socjalne w 2007 roku. Nie zgłosiła się jednak do kolejnej weryfikacji, więc ją skreślono.
- Mieszkań jest mniej niż potrzeb - mówi Rafał Zając, zastępca prezydenta Stargardu. - Nie ma szans, żeby wszystkim pomóc od razu. Dużo rodzin z listy oczekujących żyje w dramatycznych warunkach. Muszą czekać. Rodzina z ul. Bydgoskiej została skreślona z listy. Nie mamy więc nawet podstaw prawnych, żeby jej pomóc.
Małżeństwo ma na zabranie synka ze szpitala sześć tygodni. Jeśli tego nie zrobi, dziecko może trafić do adopcji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?