- Wielokrotnie interweniowaliśmy na policji, że spać nie można - opowiada Barbara Wydrzyńska, matka trójki małych dzieci. - Ostatnio byli u nas o 3 w nocy. Przyznali, że jest głośno, ale stwierdzili, że lokal ma zezwolenie na nocne granie i oni nic na to nie mogą poradzić.
Nie pomogli nawet radni
Nasz komentarz
Marek Rudnicki
- Kawiarnia Makos musi zrobić wszystko, by muzyka nie przeszkadzała spać okolicznym mieszkańcom. I to nie podlega żadnej dyskusji. Trzeba jednak pamiętać, że to jeden z czterech lokali w tym miejscu, w którym sprzedaje się alkohol i jeden z dwóch, gdzie trwają nocne imprezy. Bez współpracy i poważnego zainteresowania się policji, Straży Miejskiej i radnych, spór trwać będzie wiecznie, a oskarżonym będzie tylko kawiarnia Makos.
Mieszkańcy bloków sąsiadujących z lokalem Makos dwukrotnie oddali sprawę do sądu przeciwko właścicielce lokalu za zakłócanie spokoju. Za pierwszym razem sąd odmówił wszczęcia postępowania. Druga sprawa, poparta dokumentami policji, jest w toku.
- Nie mamy nic przeciwko lokalowi, ale muzyka dudni przez całą noc, a to jest ponad nasze siły - tłumaczy Mieczysław Jagła, mieszkaniec bloku przy ul. Drukarskiej.
Lokatorzy mieszkań bloku kolejowego, położonego tuż obok, utworzyli komitet do walki z hałasem.
- Sprowadzili nawet radnych, ale wszyscy rozkładali bezradnie ręce - mówi Barbara Wydrzyńska.
Odwaga na telefon
Pod adresem właścicielki lokalu kierowany jest też zarzut, że jej pijani klienci dewastują otoczenie.
- Sikają po bramach, krzyczą, łamią znaki, wyrywają lusterka w samochodach - wymienia jednym tchem Mieczysław Jagła.
- To prawda, pijani robią wiele szkód w okolicy - przyznaje asp. sztabowy Jarosław Fibich, naczelnik wydziału prewencji komisariatu policji w Dąbiu. - Ostatnio złapaliśmy osobnika, który głową wybił szybę w jednym z samochodów. Problem jednak w tym, że ludzie oczekują od nas, że wszystkich aresztujemy, a lokal zamkniemy. Robimy co możemy, żeby wokół lokalu był spokój.
To nie nasza wina
Kawiarnia Makos jest jednym z nielicznych lokali w Dąbiu, z którego można skorzystać zarówno w ciągu dnia, jak i w nocy. W dzień przychodzi tu wiele matek z dziećmi, które bawią się w specjalnie dla nich zbudowanym ogródku.
- Robimy wszystko, by mieszkańcy nie mieli powodów do skarg - tłumaczy Henryka Rudnicka, właścicielka lokalu. - Zaadaptowaliśmy placyk przy lokalu, posadziliśmy wokół kwiaty i inne rośliny, by tłumiła muzykę, a nawet zmieniliśmy szyby, by hałas nie wydobywał się na zewnątrz. Chcę nawet zrobić wejście do lokalu w innym miejscu, ale czekam na zezwolenie miasta na przebudowę. Co jeszcze mogę zrobić?
Właścicielka Makosa twierdzi, że pijani ludzie, z którymi kłopoty mają mieszkańcy okolicznych domów, to prawdopodobnie nie jej klienci. Nie wpuszcza na zabawy młodych ludzi, którzy kupują alkohol w pobliskim, całodobowym sklepie, a później rozrabiają.
Brak twardych dowodów
Policja, chcąc przeciąć ciąg dwuletnich zatargów, zgłosiła do urzędu miasta wniosek o odebranie Makosowi zezwolenia na sprzedaż alkoholu. Sprawę badała specjalna komisja.
- Żeby cofnąć pozwolenie na sprzedaż alkoholu potrzebne są twarde dowody na ścisły związek między jego sprzedażą, a zakłócaniem porządku - mówi Piotr Landowski z biura prasowego Urzędu Miejskiego. - Policja takich dowodów nie dostarczyła. Sprawa jest nadal badana.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?