Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Celeban: nie jestem młokosem

Rozmawiał: Michał Sarosiek
Andrzej Szkocki
Rozmowa z Piotrem Celebanem, byłym piłkarzem Pogoni Szczecin.

- Dawno nie mieliśmy szczecinianina w piłkarskiej reprezentacji. Jesteś zaskoczony powołaniem od Leo Beenhakkera na grudniowe zgrupowanie kadry "B"?
- Jako zawodowy piłkarz chyba nie powinienem być zaskoczony, a raczej zadowolony - i taki właśnie jestem. Cieszę się, że będę miał okazję się pokazać Leo Beenhakkerowi. Mój cel jest jasny: chcę, aby zapamiętał mnie na tyle, aby brać mnie pod uwagę w dalszej perspektywie.

- Holenderski szkoleniowiec oglądał cię w akcji? Miałeś okazję z nim porozmawiać?
- Nie wiem, czy on lub ktokolwiek ze sztabu mnie obserwował, ani kto przekonał selekcjonera do tej nominacji. Nie miałem też dotąd przyjemności spotkać się z Beenhakkerem.

- To w jaki sposób dowiedziałeś się o powołaniu?
- Jako pierwszy powiedział mi o tym kolega ze Śląska, w którym teraz występuję, Janusz Gancarczyk. Potem przeczytałem to także w internecie. Ale już wiem, że w klubie czeka stosowny dokument, tak więc formalnie wszystko jest w porządku.

- A nie lepiej by było zrobić sobie ferie zamiast trenować z kadrą - bądź co bądź - jednak tylko "B"?
- Nigdy bym tak nie pomyślał. A poza tym, to w tym czasie i tak trenowałbym ze Śląskiem, więc spędzałbym ten czas z piłką.

- To jednak nie pierwsza twoja przygoda z kadrą?
- Owszem. Reprezentowałem nasz kraj już w młodzieżówce, kiedy byłem jeszcze zawodnikiem Pogoni Szczecin. Kiedy mojej drużynie U-21 pod wodzą Andrzeja Zamilskiego nie udało się wywalczyć awansu do finałów mistrzostw Europy, kadra praktycznie przestała istnieć. Teraz znów mam szansę założyć koszulkę z orłem na piersi.

- Na zgrupowaniu spotkasz kolegę z dawnych czasów, kiedy szczecińska Pogoń z wami w składzie była liczącym się klubem w kraju?
- Tak, ale z Łukaszem Trałką, bo o nim mowa, utrzymujemy kontakt cały czas. Wcale się nie dziwię, że też został zauważony. W gdańskiej Lechii gra pierwsze skrzypce.

- W Pogoni występowałeś na prawej obronie, nie licząc początków kariery w roli napastnika. Teraz grasz na środku defensywy. To ci bardziej odpowiada? A może przegrałeś rywalizację o miejsce na swej dawnej pozycji?
- Po prostu tak ustawia mnie trener Śląska Ryszard Tarasiewicz, a ja uważam, że wywiązuję się ze swoich zadań poprawnie. Nie ma dla mnie różnicy to, czy gram na boku, czy na pozycji stopera, jak ostatnio.

- Czujesz się jeszcze piłkarskim młokosem, czy już ogranym zawodnikiem?
- Na pewno nie jestem młodym, obiecującym piłkarzem, bo tacy mają 17, 18 lat. Myślę, że jestem solidny, nie schodzę poniżej pewnego poziomu, ale doświadczenia nie mam jeszcze aż tak dużo. Najważniejsze jest to, że nie żałuję żadnej ze swoich dotychczasowych decyzji co do zmiany klubów - teraz związałem się na cztery lata z Wrocławiem. Czy jestem spełniony? Na to pytanie odpowiedzieć będę mógł dopiero mając 40 lat, kiedy karierę sportową będę miał za sobą.

- Śląsk z Tobą w składzie potrafi wygrać z Wisłą Kraków, ale za to przegrać z Polonią Bytom, czy aż 0:4 z Legią Warszawa.
- Tak, ale to cecha wszystkich drużyn w naszej lidze. Legia też przecież dała się ograć bytomianom. O wynikach w dużej mierze decyduje dyspozycja dnia, stawka jest bowiem wyrównana. Sam fakt, że na dnie tabeli jest Górnik Zabrze - dobra drużyna, której wyraźnie nie idzie, która potrzebuje przełamania złej passy - mówi wiele.

- A jakie to uczucie strzelić "samobója"?
- Nie rozumiem pytania?

- Zaliczono tobie gola do własnej bramki w meczu z Jagiellonią Białystok.
- Taki samobój, to nie samobój. Piłka leciała do bramki odbijając się przy tym od mojego kolana. Nie uważam tego za czystego "swojaka". Takim na pewno jest gol np. Marisa Smirnovsa z Górnika Zabrze, który w ostatniej kolejce wpakował piłkę głową do własnej bramki.

- Tradycyjne pytanie: interesujesz się tym, co zostało z Pogoni? Jako szczecinianin ubolewasz, że ten klub już drugi rok tuła się po wioskach, zamiast grać przy blasku aparatów i kamer?
- Jestem na bieżąco, wyniki sprawdzam w każdy weekend. Oczywiście, że Pogoń powinna być w najwyższej lidze, bo to nasz największy klub. Wierzę jednak, że chłopaki wywalczą awans w przyszłym roku na zaplecze ekstraklasy, a stamtąd już niedaleko - jeśli organizacyjnie będzie wszystko jak trzeba - na piłkarskie, krajowe salony. W Pogoni nadal mam kumpli: są przecież Tomek Parzy, czy Marek Kowal, z którym znam się od dziecka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński