Sprawę szeroko opisywaliśmy w "Głosie Stargardzkim" 27 października. O zadośćuczynienie Grzegorz Wolański, mieszkaniec ul. Garncarskiej, walczy z władzami Stargardu od blisko 5 miesięcy. Stargardzianin domaga się odszkodowania za straty, które poniósł na skutek zalania jego samochodu w czerwcu tego roku. Jego zdaniem zawiniło miasto, które nie zadbało właściwie o stan ul. Garncarskiej, na której feralnego dnia zaparkował swojego opla.
Najpierw odmowa
Podczas ulewy poziom wody na ulicy Garncarskiej gwałtownie się podniósł. A jedyna na niej studzienka odpływowa nie była w stanie odebrać wód spływających z sąsiednich ulic. Opla astrę zalało do wysokości progów.
- W samochodzie spalił się rozrusznik - mówi Grzegorz Wolański. - Uszkodzeniu uległy też inne elementy. Nie bardzo rozumiem dlaczego to ja mam ponosić koszty naprawy samochodu.
Stargardzianin wystąpił z roszczeniami do urzędu miejskiego. Miasto zaś z prośbą o pomoc w likwidacji szkody wystąpiło do do firmy Energo Inwest Broker S.A w Toruniu. Szczecińskie Centrum Likwidacji Szkód zrobiło oględziny zniszczonego samochodu. Wyceniło straty na ok. 1,5 tys. zł. Ale roszczeń stargardzianina nie uznało. I odmówiło wypłaty odszkodowania. Zdaniem ubezpieczyciela nie zawiniło miasto, a pogoda.
Nie ustąpił
Grzegorz Wolański jednak nie ustąpił. Zamierzał pójść z tą sprawą do sądu. Tym bardziej, że po jego interwencjach na ul. Garncarskiej pojawiła się druga studzienka. Odbudowano też rozwalającą się podstawę Kanału Młyńskiego oraz podniesiono część zapadniętej drogi i chodnika w okolicach nowej studzienki.
- Gdyby zrobili to wcześniej do zalania samochodu na pewno by nie doszło - mówi G. Wolański.
Urzędnicy raz jeszcze zajęli się sprawą.
- Wystąpiliśmy do PZU o ponowne rozpatrzenie sprawy - informuje Stanisław Kazimierski, naczelnik wydziału inżyniera miasta urzędu miejskiego w Stargardzie. - Napisaliśmy, że nie była to ani nasza wina ani właściciela samochodu. Ale rzeczywiście, gdyby zarządca drogi wcześniej zajął się poprawą stanu tej ulicy, do zalania auta by nie doszło.
" Istniały techniczne możliwości zapobieżenia ewentualnym szkodom przez podjęcie przez zarząd drogi określonych działań" - napisał do PZU Andrzej Korzeb, zastępca prezydenta Stargardu.
Poszkodowany jest zadowolony z tego, że w końcu miasto choć trochę poczuwa się do winy i chce załatwić sprawę polubownie.
- Żeby do tego doprowadzić napisałem dwanaście pism do różnych instytucji, zrobiłem wiele zdjęć i nakręciłem kilka filmów - opowiada Grzegorz Wolański. - Wszystko po to, żeby udowodnić swoje racje. Tylko niepokojąca jest nieudolność urzędników, którzy nie wykonują swojej pracy jak należy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?