Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bardzo chory saper

Emilia Chanczewska, 6 stycznia 2006 r.
Andrzej Rakowiecki długo nie pochodził w mundurze. Zaraz po wcieleniu do armii trafił na izbę chorych. A stamtąd prawie na miesiąc do szpitala. Tacy ludzie, zdaniem wojskowych komisji lekarskich, są zdolni do służby w wojsku.
Andrzej Rakowiecki długo nie pochodził w mundurze. Zaraz po wcieleniu do armii trafił na izbę chorych. A stamtąd prawie na miesiąc do szpitala. Tacy ludzie, zdaniem wojskowych komisji lekarskich, są zdolni do służby w wojsku. Emilia Chanczewska
Wczoraj ponownie przed wojskową komisją lekarską stanął 21-letni Andrzej Rakowiecki, który został wcielony do 2. Stargardzkiego Batalionu Saperów, mimo że od dziecka ma chorą wątrobę.

O sprawie pisaliśmy jako pierwsi na początku grudnia ub. roku ("Zabrali mi chorego syna"). Andrzej Rakowiecki z podstargardzkiego Gogolewa 15 lat temu zachorował na wirusowe zapalenie wątroby typu "B", rok później na zapalenie typu "C". Od tej pory jest pod kontrolą lekarzy i na specjalnej diecie. Mimo to kolejne wojskowe komisje lekarskie uznały go za całkowicie zdolnego do czynnej służby wojskowej. Chłopak z kategorią "A" trafił w sierpniu 2005 r. do "czerwonych koszar" w Stargardzie. Od razu powiadomił dowództwo o swojej przypadłości i został przeniesiony na izbę chorych.

Leżał w szpitalu

Tam stan jego zdrowia stale się pogarszał. Nie służyła mu ani żołnierska dieta ani przebywanie w miejscu, do którego - jak uważa on i wychowująca go matka - nigdy nie powinien trafić. Ma rozstrojony żołądek. Załamał się, stał się apatyczny, dopadła go bezsenność. Ostatni miesiąc Andrzej spędził w szpitalu w Szczecinie Zdrojach. Lekarze stwierdzili, że "dotychczas nie leczony psychiatrycznie. (...) Od początku służby wojskowej źle funkcjonował. (...) miał myśli rezygnacyjne i samobójcze".

- Nie wypuścili go przez chorą wątrobę, to może teraz zrobią z niego "czubka" i wypuszczą?! - denerwuje się Elżbieta Rakowiecka, matka Andrzeja, która walczy o wypuszczenie chorego syna z wojska. - Wciąż nie ma wyników badań krwi z Warszawy. Czuję się oszukiwana przez wojsko.

To nie przestępstwo

- Wynik komisji lekarskiej wszystkim wiąże ręce - tłumaczy Krzysztof Lipecki z Żandarmerii Wojskowej w Stargardzie, który zajął się sprawą. - Po artykule w "Głosie" wysłaliśmy meldunek do Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Szczecinie, ale według niej nie ma podstaw do wszczęcia postępowania, bo nie ma przestępstwa. Zresztą, my nie jesteśmy stroną. Sam zainteresowany lub jego matka może zwrócić się do prokuratury, opisać sytuację, że syn był leczony przez tyle lat...

Wyrok komisji

Wczoraj Andrzej ponownie przeszedł badania przed wojskową komisją lekarską, która stwierdzi czy może on w dalszym ciągu odbywać służbę w wojsku. - Za 7 do 14 dni będzie orzeczenie komisji - mówi mjr Zdzisław Świniarski, zastępca dowódcy 2. Stargardzkiego Batalionu Saperów. - Na jego uprawomocnienie jest 14 dni. Żołnierz wrócił na izbę chorych. My nie wcielamy do wojska, to komisja stwierdziła, że jest zdolny do służby. Miejmy nadzieję, że orzeczenie komisji będzie dla niego pozytywne. Życzę mu jak najlepiej!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński