Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aumonier, czyli katecheta

Emilia Chanczewska, 17 lutego 2006 r
Latem 2005 roku w parafii św. Joanny d'Arc w Dijon odbył się dzień skupienia dla współbraci pracujących w środkowej i południowej Francji. Jako pierwszy, pokonując 650 km, przybył ksiądz Jerzy Chorzempa (drugi z prawej).
Latem 2005 roku w parafii św. Joanny d'Arc w Dijon odbył się dzień skupienia dla współbraci pracujących w środkowej i południowej Francji. Jako pierwszy, pokonując 650 km, przybył ksiądz Jerzy Chorzempa (drugi z prawej). Archiwum TChr
Jerzy Chorzempa to ksiądz kapelan wojskowy w bazie lotniczej NATO. Ma 60 lat, od 35 mieszka we Francji. Uczy tam naszych rodaków języka polskiego. Wydaje dwa czasopisma "Wspólnota Polska" i "Słowo kapelana". To z francuskiego "aumonier" czyli katecheta, którego kapłańska droga przed 37 laty rozpoczęła się w Stargardzie.

W sobotę, 4 lutego, TV Polonia w cyklu "Tam gdzie jesteśmy" nadała ciekawy reportaż autorstwa Jolanty Roman-Stefanowskiej. Nosił on tytuł "Poszukiwacz polskich serc", a jego bohaterem był ksiądz Józef Chorzempa. Sama autorka tak opisuje swój materiał:

- Bohaterem reportażu jest ksiądz Jerzy Chorzempa mieszkający od 35 lat we Francji. Jest misjonarzem i od początku swej działalności uczy Polaków pielęgnować tradycje. W tym czasie odszukał kilka tysięcy rodaków, którzy już w trzecim pokoleniu zatracili polskość. Ksiądz Jerzy był przez wiele lat kapelanem Legii Cudzoziemskiej i był na misjach pokojowych. Teraz jest kapelanem w bazie lotniczej NATO we Francji.

Półgodzinny reportaż opowiadał o misji księdza we Francji. Ksiądz wspominał też wcześniejsze lata. Wtedy padło znamienne zdanie: "święcenia kapłańskie przyjąłem w Stargardzie Szczecińskim". O! W internecie jest adres emailowy księdza. Poprosiłam go w liście o wspomnienie stargardzkich czasów. Kilka dni trzeba było poczekać na odpowiedź. Wreszcie przyszedł email. Wspomnienie księdza zaczyna się od słów: "Zawsze mile wspominam dni spędzone w Stargardzie...Czytajmy dalej...

Pokochałem Stargard

Stargard pokochałem od pierwszego pobytu. Najpierw bywałem w nim w drodze do Pyrzyc i Dobrzan. Później już, dzięki praktyce pastoralnej w parafii św. Józefa przy kościele św. Jana Chrzciciela z okazji świąt wielkanocnych w 1967 roku, najpierw jako kleryk drugiego roku teologii z Wyższego Seminarium Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu i następnie w roku 1969 jako diakon. Wspomniane świąteczne dni spędziłem wśród współbraci, księży Chrystusowców. Wtedy proboszczem tej parafii był ksiądz Stanisław Grabowski, wspaniały kapłan i duszpasterz, który też wpłynął swym przykładem na moją formację kapłańską. Wszystkie spotkania z wiernymi tej parafii różnych stanów pozostawiły miłe wspomnienia, które nigdy się nie zatrą.

Wielka Sobota

Szczególnie zapisała się w moim sercu Wielka Sobota, kiedy to od wczesnych godzin rannych po wieczorne garnęli się wierni z koszyczkami do poświęcenia pokarmów na stół wielkanocny.

Uczestnicząc w przygotowaniu Grobu Pańskiego, w wykonaniu i realizacji brata Szafranka, przeżywałem następnie wielkie zadowolenie, kiedy widziałem tak wielu parafian na kolanach adorujących Jezusa Chrystusa. To też przyczyniło się do duchowego pokrzepienia w wierze, która po dzień dzisiejszy żyje mimo tak odmiennych i trudnych warunków pracy duszpasterskiej. Święta Wielkanocy 1969 roku, które przeżywałem w Stargardzie były ostatnimi świętami, które przygotowały mnie do kapłaństwa. Tym bardziej jeszcze je przeżywałem, że świątynia św. Jana Chrzciciela została wybrana przez nas diakonów na miejsce święceń.

Siedmiu diakonów

Było nas 7 diakonów przygotowujących się do przyjęcia święceń kapłańskich i 2 młodszych współbraci do przyjęcia święceń diakonatu. Wybraliśmy te oto parafie na miejsce naszych święceń z racji jednego z naszych współbraci, księdza Zygmunta Ostrowskiego, pochodzącego z tej parafii i księdza Zygmunta Buczkowskiego, pochodzącego z pobliskiej parafii w Suchaniu. (Ksiądz Z. Ostrowski obecnie, z powodu choroby, jest w Stargardzie.

Całe lata spędził na misji w Kanadzie - dop. ech) Pozostali diakoni pochodzili z różnych stron Polski. Dwóch nas było, ksiądz Stanisław Drzal i ja z Wysokiej Głogowskiej z województwa rzeszowskiego, ksiądz Franciszek Gałdyś też z rzeszowskiego, z Koziarni w pobliżu Leżajska i ksiądz Edward Strycharz, też z rzeszowskiego, z Czermina.

Czekanie na święcenia

Dniem święceń, tak bardzo przez nas oczekiwanym, była sobota, 24 maja 1969 roku, wigilia uroczystości zesłania Ducha Świętego. Biskupem, który miał nam udzielić święceń kapłańskich miał być ksiądz biskup Wilhelm Pluta Ordynariusz Diecezji Gorzowskiej, dzisiaj Sługa Boży oczekujący na beatyfikację. I tak po świętach powróciłem do seminarium w Poznaniu. Zawiązane znajomości i przeżycia nie przestały mnie dopingować w ostatnim biegu do mety, wypełnionym ostatnimi egzaminami. Pobudzały one również nadzieje na rychłe doczekanie wielkiego dnia przyjęcia święceń kapłańskich.

Wyjątkowy majowy dzień

Dzień 24 maja 1969 roku w tej atmosferze nadszedł niespodziewanie i zaprosił nas na dworzec kolejowy w Poznaniu, skąd pociągiem w towarzystwie naszych najbliższych z rodziny i wszystkich kleryków seminarium w godzinach rannych udaliśmy się do Stargardu. Jak bardzo biło mi serce, kiedy opuszczałem pociąg i szedłem z dworca do kościoła św. Jana Chrzciciela! To ta świątynia stała się dla nas wszystkich Wieczernikiem o godz. 17.00 w czasie całej uroczystości święceń.

Na tej uroczystości nie byłem sam. Otoczyli mnie swą modlitwą moi rodzice, babcia z Mieszkowic, wujek z ciocią z Wierzchlasu spod Chojny, mój brat i kuzyni. Po wspaniałej uroczystości święceń i kolacji wydanej z tej okazji przez parafię udaliśmy się na odpoczynek. Niełatwo było zasnąć mając za sobą tyle przeżyć.

Powrót do dzieciństwa

Sen jednak wreszcie przyszedł i przeniósł nas tak szybko w poranne godziny uroczystości zesłania Ducha Świętego. I ta uroczystość przeżywana przez nas wszystkich była związana z uroczystą mszą św. prymicyjną księdza Zygmunta Ostrowskiego.

Wraz z nim uczestniczyliśmy jako koncelebranci. I tak mogę powiedzieć, że tym mocnym akcentem ukoronowałem moją przyjaźń do tego miasta. Po południu z całą rodziną wybrałem się do Wierzchlasu pod Chojnę, by tam przeżyć moje prymicje w dniu następnym. W tej to miejscowości spędziłem bowiem moje dzieciństwo i nie tylko. Każde wakacje szkolne spędzałem u babci i dziadzia.

Modlą się za mnie

W 1970 roku, od września do grudnia pracowałem jako wikariusz przy parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Szczecinie. Przydarzało mi się w tym czasie wpadać do tego miasta, aby na gościnnej plebanii wypić szklankę herbaty czy kawy i spotkać się ze współbraćmi.

W grudniu 1970 roku wyjechałem do Francji i od tego czasu udało mi się być znów w Stargardzie w 1984 roku z młodzieżą z Francji i następnie przejazdem dwa trzy razy. Pewnego dnia otrzymałem od członków Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa przy parafii św. Józefa list z wiadomością o modlitwie za mnie.

Jestem im niezmiernie wdzięczny. To jest wspaniały dar mieszkańców tego miasta i dowód przyjaźni dla kapłana pracującego na misjach. Bóg zapłać za ten dar Waszego serca przepełnionego wiarą i miłością. Niech Dobry Bóg Wam wynagradza stokrotnie przez swe błogosławieństwo to, co czynicie dla dobra Kościoła!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński