Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Apoloniusz Tajner: Jestem dumny z naszych skoczków i sztabu szkoleniowego [ROZMOWA]

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
Apoloniusz Tajner
Apoloniusz Tajner Andrzej Banaś
Igrzyska w Pekinie powoli dobiegają końca i wszystko wskazuje na to, że brąz Dawida Kubackiego będzie jedynym polskim medalem, wywalczonym w Chinach. Skoczków chwali Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego.

Korespondencja własna z Pekinu

Dawid Kubacki zdobył w Pekinie jedyny medal dla Polski w skokach narciarskich. Jak podsumuje pan igrzyska, jeśli chodzi o wyniki skoczków?

Trzeba brać pod uwagę sytuację, która była od początku sezonu. Jestem więc bardzo usatysfakcjonowany osiągniętym wynikiem sportowym, bo mamy miejsca trzecie, czwarte i dwa szóste. Powiem więcej: jestem dumny z naszych zawodników, tak jak dumny jestem ze sztabu szkoleniowego. Będąc w wiosce olimpijskie codziennie obserwowałem, jaki ogrom pracy był tu przez wszystkich wykonywany. Nikt się nie poddawał, nie było żadnej postawy rezygnacji. Jestem dumny z atmosfery, z mobilizacji, z tego, że robiono wszystko, żeby było dobrze. Sztab szkoleniowy, serwismeni, fizjoterapeuta - wszyscy cały czas byli w pracy. Trenerzy techniczni przywieźli do Pekinu bele materiału, bo mają już taką wprawę, że jeśli trzeba, to kroją i szyją. Pracy było dużo, ale wykonuje się ją wtedy, gdy zespół jest zmobilizowany. Tu ta mobilizacja była. Wyniki sportowe są wartościowe, a szczególnie ważny jest medal. W sytuacji, w jakiej jesteśmy, wyniki skoczków są bardzo dobre.

Warto przeczytać

Kamil Stoch medalu nie zdobył, a jego sportowa ambicja sprawiła, że po zawodach na dużej skoczni nie krył łez. Z drugiej jednak strony, miesiąc temu był bardzo daleko, a na dodatek miał kontuzję.

To jest wyjątkowa postać. Gdyby zdobył w Pekinie medal, wszystko wpasowałoby się w historię jego niesamowitej kariery. Tego medalu nie było, może zabrakło trochę szczęścia do warunków i ruchów powietrza, ale i tak oceniam jego postawę wysoko. Przed Kamilem i naszymi skoczkami jest jeszcze końcówka sezonu, która będzie bardzo emocjonująca i - jestem tego pewny - udana. Powiedziałbym, że w Pekinie forma przyszła o tydzień za późno. Gdyby była tydzień wcześniej, wówczas moglibyśmy liczyć na większą stabilizację. Występ na igrzyskach i tak oceniam jednak pozytywnie.

W trakcie sezonu był czas, gdy pół Polski chciało zwalniać Michala Doleżala. Trener został i cały czas ma ważny kontrakt. W Pekinie medalu w drużynie nie było, ale z drugiej strony trochę broni go medal Kubackiego…

W grudniu miałem telefon za telefonem i wszystkie dotyczyły kontraktu z Doleżalem. Trzeba było tłumaczyć, że ma kontrakt do końca sezonu i my właśnie tak długo poczekamy, bo nie wiemy, co się jeszcze wydarzy. Na deklaracje o niekontynuowaniu współpracy było wówczas za wcześnie i także teraz postawy moja i Adama Małysza są takie same. Jak sezon się skończy, wtedy będziemy czekali na analizę i raport od trenera, a następnie podejmiemy decyzję - już nawet nie tylko my dwaj, ale zarząd Polskiego Związku Narciarskiego. Nie ma potrzeby się spieszyć. Teraz w zespole jest wspomniana mobilizacja, a kieruje nią Doleżal. To duży plus i na to też musimy patrzeć. Z drugiej jednak strony, konieczna będzie także diagnoza, dlaczego pierwsza część sezonu była taka słaba i gdzie są tego powody. Chodzi przecież o całą grupę. Sprawę zostawiamy jednak otwartą. Przed nami zebranie informacji, ich analiza, a także rozmowy z trenerem i zawodnikami, zwłaszcza tymi starszymi, bo nasi skoczkowie nie są już tylko kimś, kto ma wykonywać polecenia, ale także naszymi doświadczonymi partnerami. Wszystko razem da nam punkt wyjścia do podjęcia jakichś decyzji. Teraz w tym temacie nie ma jasnej sytuacji.

W narciarstwie alpejskim kobiet Maryna Gąsienica-Daniel uzyskała najlepszy polski olimpijski wynik od 1984 roku, a w czołowej trzydziestce slalomu giganta były jeszcze dwie kolejne zawodniczki.

Nasze narciarstwo alpejskie od lat było w chaosie. Jeszcze na przełomie wieków padały wszystkie systemowe rozwiązania i w kolejnych latach przez brak środków finansowych tworzyły się jedynie małe komercyjne grupki szkoleniowe, w których zawodnicy byli finansowani np. przez swoich rodziców. Szkolenie alpejczyków to kosztowny proces i nie było na niego środków publicznych. Obecnie strategiczną rolę spełnia Marcin Blauth, nasz wiceprezes ds. narciarstwa alpejskiego i snowboardu, który w ostatnich latach zaczął sobie powolutku zjednywać środowisko. Zaczęli się pojawiać sponsorzy ukierunkowani na tę dyscyplinę i nagle po trzech latach oswajania środowiska alpejczyków jesteśmy już w sytuacji, gdy mamy dobry start do rozwoju tej dyscypliny. Maryna Gąsienica-Daniel ma już bardzo dobre warunki, a będą one jeszcze poprawione - chodzi o to, by na stałe dołączyć do jej grupy dobrego fizjoterapeutę i serwismana. Są też jednak i inne zawodniczki. Ułożymy to wszystko w ramach kadr, ale już teraz widać, że alpejskie środowisko akceptuje obrany przez nas kierunek, tak jak akceptowany jest Marcin Blauth. To człowiek, który nie był z nikim skonfliktowany, za to ma dobrą wolę, żeby nasze narciarstwo alpejskie się rozwijało. Jesteśmy na dobrej drodze i na kolejnych igrzyskach możemy być już w zupełnie innej sytuacji.

Igrzyska były udane dla naszych snowboardzistów. W czołowej dziesiątce swoich konkurencji znalazła się ich trójka, ale w porównaniu z zawodnikami wielu innych dyscyplin, nie mówiąc już nawet o skoczkach, na co dzień jest o nich dość cicho.

Zawodów Pucharu Świata w snowboardzie jest zdecydowanie mniej, dosłownie kilka w ciągu sezonu. Snowboard alpejski jest jednak bardzo widowiskowy i przejrzysty. Dużo się dzieje, a miejsca siódme, ósme i dziewiąte to rzeczywiście dobre wyniki. Wspomniana mała liczba startów powoduje jednak, że nawet, jeśli coś się akurat dzieje, to zaraz jest przerwa w startach i o dyscyplinie znowu jest cicho. Nasz snowboard powinien się jednak dalej rozwijać, choć trenerzy klubowi zarabiają bardzo marnie i zwykle utrzymują się z innych zawodów, a szkolą dla pasji, co jest zresztą szerszym problemem. Kadrę na kolejny sezon na pewno wzmocnimy, bo snowboardziści po prostu na to zasłużyli. W PZN mamy taką filozofię, że jak ktoś się wyróżnia, to poprawiamy jego warunki, a gdy tego wyróżniania się nie ma, to wówczas nie zasypujemy go środkami finansowymi. Same pieniądze nie poprawią wyniku sportowego.

Dużo powiedziano w trakcie tych igrzysk na temat kobiecej kadry w skokach narciarskich. Nie da się ukryć, że regres w tej grupie jest dramatyczny...

Dziewczyny w 2019 roku otarły się o medal mistrzostw świata w mikście. Wtedy wprawdzie skakały nawet trochę ponad swoje normalne możliwości, ale perspektywy były bardzo dobre. Powinny się nadal poprawiać, a tymczasem obniżyły swój poziom - nie trochę, a bardzo. Podczas Pucharów Świata nie było żadnych zawodów, na których byłoby po nich widać, że ich potencjał jest duży. Dziewczyny skaczą słabo i nie można mówić, że jest inaczej. Niech ten sezon się najpierw zakończy, a po nim będziemy rozmawiali z trenerem Łukaszem Kruczkiem i zastanawiali się, co dalej robić z tą konkurencją. W Polsce są jednak zawodniczki, które mają po 13-16 lat i za cztery lata będą gotowe na kolejne igrzyska. Są to dziewczynki, które nie wskoczyły do treningów nagle, ale od dziecka przechodziły pełną drogę szkoleniową. Dzięki nim będziemy mieli dobrze wyszkolone zawodniczki, które od małego rosły na skoczni. A jeśli chodzi o te, które są w kadrze obecnie, ale prezentują niski poziom, to czekają nas po sezonie analizy, po których na pewno podejmiemy jakieś decyzje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Apoloniusz Tajner: Jestem dumny z naszych skoczków i sztabu szkoleniowego [ROZMOWA] - Sportowy24

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński