Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Wroński: Kobieta ratuje nam tyłki

Artur Dyczewski
Andrzej Wroński należy do olimpijczyków z dużym poczuciem humoru.
Andrzej Wroński należy do olimpijczyków z dużym poczuciem humoru. Sławek Ryfczyński
Andrzej Wroński, mistrz olimpijski w zapasach, zakończył już karierę. Mówi o swej popularności i obecnej kondycji tego sportu.

- Był pan gościem międzynarodowego sejmiku klubów olimpijczyka. Czy często przyjmuje pan zaproszenia na tego typu imprezy i spotkania z kibicami?

- Przyznaję, że dużo zaproszeń przyjmuję i jak tylko mam chwilę wolnego czasu, to spotykam się z kibicami. Często jednak zdarza się, że z powodu licznych obowiązków muszę odmówić. Ale na szczęście mamy w kraju tylu znakomitych sportowców, że spokojnie można podzielić się imprezami tak, aby kibice, a zwłaszcza dzieci i młodzież, mieli okazję poznać jak najwięcej olimpijczyków.

- Od zdobycia przez pana swojego drugiego złotego medalu na igrzyskach minęło 12 lat. Czy zatem odczuwa pan jeszcze popularność i czy jest pan w Dziwnowie rozpoznawany przez kibiców?

- Tutaj są ludzie, którzy interesują się sportem, śledzą wyniki i o mnie pamiętają. Widzę zwłaszcza, że ci starsi sympatycy sportu oraz w średnim wieku mnie poznają. Gorzej jest z młodzieżą, która mnie nie zna. Dlatego na różnych spotkaniach trzeba młodym ludziom przypominać historię naszego sportu i opowiedzieć o wspaniałych sukcesach przed laty polskich zapaśników.

- 12 lat temu na igrzyskach w Atlancie Polscy zapaśnicy, w tym także pan, zdobyli 5 medali: w tym aż 3 złote. Przed miesiącem w Pekinie panowie walczący na zapaśniczej macie nie wygrali ani jednej walki. Honor polskich zapasów uratowała kobieta Agnieszka Wieszczek zdobywając brązowy medal. Nie jest panu smutno, że nasze zapasy przed kompromitacją ratuje debiutantka na igrzyskach?

- Tutaj z przykrością muszę stwierdzić, że nasi zawodnicy zawiedli. Jest to fakt i kobieta tu nam ratuje tyłki. Cieszę się oczywiście, że jest ten medal dla Polskiego Związku Zapaśniczego, że zdobyła go Agnieszka Wieszczek i mam nadzieję, że brąz tej sympatycznej i zdolnej zawodniczki zmobilizuje i zdopinguje chłopców zarówno w stylu klasycznym, jak i wolnym, do poprawy. Aby dziewczyny nie ratowały już im skóry, tylko sami wzięli się do solidnej pracy i zdobyli medale w Londynie.

- Czy to prawda, że jako jedyny z olimpijczyków obecnych na obradach sejmiku w Dziwnowie nie nocował pan w ośrodku wczasowym tylko oddał się zabawie?

- Tak, to prawda (śmiech). Nie spałem zbyt długo, ale zapewniam, że nie balowałem na dyskotece i już o 8.30 stawiłem się na śniadanie. Byłem po prostu na polowaniu w lesie, bo to moja pasja. Jak byłem czynnym zawodnikiem, to ciężko było mi pogodzić treningi, zgrupowania i starty z łowiectwem. Na szczęście po zakończeniu kariery mam więcej wolnego czasu na oddanie się swojemu hobby. Niemal wszędzie w kraju jak jestem na różnego rodzaju spotkaniach z kibicami znajdą się ludzie, którzy tak jak ja lubią polować. Podczas mojego pobytu teraz nad morzem otrzymałem zaproszenie na polowanie od przedstawicieli koła łowieckiego w Dziwnowie. Tak więc urządziliśmy nocne polowanie. Trochę strzelałem, ale bez efektów i dzika nie trafiłem, bo pudłowałem. Przyznaję jednak, że czasami zdarza mi się trafić i można wtedy powiedzieć, że kładę zwierzynę na łopatki, tak jak kiedyś rywali na macie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński