Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksandra Dulkiewicz z poparciem szefa Rady Europejskiej w wyborach w Gdańsku. Czy prezydenci miast będą nowym zapleczem Donalda Tuska?

Anita Czupryn
Donald Tusk myśląc o powrocie do polskiej polityki, musi myśleć o nowej jakości i oczywiście o zwycięstwie
Donald Tusk myśląc o powrocie do polskiej polityki, musi myśleć o nowej jakości i oczywiście o zwycięstwie Bartek Syta
Poparcie, jakie Donald Tusk wyraził dla Aleksandry Dulkiewicz zostało odebrane jako sygnał jego powrotu do polskiej polityki. Czy myśli o samodzielnej inicjatywie i stanie przeciwko Platformie?

Mobilizacja prezydentów miast to sposób Donalda Tuska na budowanie nowej siły i nowej jakości w polityce? Takie głosy słychać wśród publicystów i komentatorów sceny politycznej po tym, jak swój start w przedterminowych wyborach w Gdańsku ogłosiła Aleksandra Dulkiewicz. Jak ujawniła publicznie, do udziału w wyborach namawiał Dulkiewicz przewodniczący Rady Europejskiej, z którym spotkała się parokrotnie. Były premier nie omieszkał też zaapelować na Twitterze: „Gdańszczanie w tych smutnych dniach znów pokazali, co znaczy solidarność i godność. A młodzi następcy Pawła zyskali powszechne uznanie i szacunek. Olu, prowadź nasze miasto. Tak wszyscy odczytujemy wolę Twojego Szefa” - napisał Donald Tusk.

Aleksandra Dulkiewicz, choć, jak opowiadała w wywiadach, nie śmiała pytać na tych spotkaniach z Tuskiem, jakie on sam ma polityczne plany, to po pierwsze, podkreślała, że Gdańsk jest w jego sercu i Polska jest dla niego szczególnie ważna, myśli z troską o tym, co się w Polsce dzieje.

Tyle, że poparcie, jakie Donald Tusk wyraził dla Aleksandry Dulkiewicz, kolejny raz zostało odebrane jako sygnał, że myśli o powrocie do polskiej polityki. Czy to jednak miałoby oznaczać, że stanie przeciwko Platformie, widząc swoją szansę na samodzielną inicjatywę, włączając w nią takie osobowości jak były prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, obecny Jacek Sutryk, czy prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka?

Z pewnością, co zauważa dr Jarosław Flis, socjolog i komentator polityczny, pozycja bezpartyjnych samorządowców na polskiej scenie politycznej ma potencjał, le różny jest jej poziom zbieżności z krajową polityką i różny poziom ambicji.

Prezydenci dużych miast po tragicznej śmierci Pawła Adamowicza podejmują wiele wspólnych inicjatyw

- Na razie to dla mnie wygląda jak zbieranie sił. Jak straszak na Grzegorza Schetynę, który miałby nad nim wisieć jako zagrożenie, gdyby Schetyna nie chciał ustąpić miejsca, albo nie chciał dopuścić do poszerzenia Platformy - mówi Flis. Trudno mu jednak wyobrazić sobie, aby zamysłem Donalda Tuska było budowanie jakiejś oddzielnej listy, budowanie siły przeciwko Platformie. - PO w tej chwili jest drugą partią w sondażach, jest formacja o 17-letniej tradycji i trudno liczyć, że ci, którzy dzięki niej zostali prezydentami miast, nagle wykopią topór wojenny i przejdą do drugiego obozu. To mi się wydaje zupełnie niewiarygodne - uważa socjolog.

Politycznie sytuacja w Gdańsku też nie wydaje się tak skomplikowana, jakby to mogło wyglądać. Co prawda Aleksandra Dulkiewicz startuje na prezydenta nie z ramienia Platformy Obywatelskiej, a z komitetu „Wszystko dla Gdańska”, który w ubiegłym roku założył Paweł Adamowicz i o którym wiadomo, że Platforma go nie wspierała. - Ale śmierć prezydenta Adamowicza zamknęła pewien rozdział. To, że teraz, po jego śmierci Platforma w pełni się z nim utożsamia, to inna historia i lepiej spuścić na nią zasłonę milczenia. Można się spodziewać, że w Gdańsku na pewno dojdzie do przekonfigurowania sceny politycznej choć Bóg raczy wiedzieć, w którą stronę. Jak się spojrzy na prezydenta Białegostoku, to przez niemal dekadę były różne przypływy i odpływy uczuć, w zależności od okoliczności - raz Platforma się rozochocała, a to wybuchały lokalne konflikty. Podobnie było też we Wrocławiu - a to personalne animozje, a to nowe konfiguracje, nowe pomysły, inicjatywy - wylicza Jarosław Flis.

Sam Grzegorz Schetyna, zdaniem socjologa, mimo że wielokrotnie pokazał, że jest dość twardym graczem, to pokazał też, że jest graczem niespecjalnie skutecznym. Przykładem jest Dolny Śląsk, który pokazuje, że tu sytuacja wymyka się szefowi PO z rąk - niespecjalnie jest teraz w stanie zaszkodzić swoim oponentom. Zwłaszcza tak silnym jak Dutkiewicz, który wydaje się być poza zasięgiem Schetyny.

- Na ile znam sytuację w Platformie, to gdyby Donald Tusk chciał realnie wrócić do polskiej polityki, to cały drugi szereg polityków PO, poza dworem Schetyny, natychmiast złoży mu hołd lenny. Ale dziś nikt tego oficjalnie nie powie, bo po co zadrażniać relacje ze Schetyną.

Jaką więc operację myśli przeprowadzić Donald Tusk, wiedząc, że Schetyna będzie się bronił?
W polskiej polityce byliśmy już świadkami różnych powrotów, a dobrym przykładem jest tu Leszek Miller, o czym wspomina socjolog: - Miller z dużą samoświadomością powiedział, gdy odchodził do Samoobrony, bo go nie wpuścili na listy SLD, że wydawało mu się, że jak trzaśnie drzwiami, to dom się rozleci. A tu nawet szyby nie zadzwoniły. Później wrócił na fali, żeby posprzątać. I nawet wydawało się, że to sprzątanie jakoś mu idzie, ale zaraz mieliśmy do czynienia z kompletnym niewypałem z Magdaleną Ogórek i tragedię ze Zjednoczoną Lewicą, więc jedynym wyjściem było to, że trzeba było odejść.

W takiej podobnej sytuacji jest dziś Grzegorz Schetyna - udało mu się obronić PO przed kryzysem, spoić ją, doprowadzić do Koalicji Obywatelskiej, którą potem sam zamordował. - Okazało się, że osiągnął sukces połowiczny - PiS w wyborach samorządowych nie zyskało tyle, żeby się czuć zwycięzcą, ale też trudno uważać, że była nią Platforma. Obroniła się przed zdołowaniem, ale to było niespecjalne zwycięstwo - uważa Flis.

Ale z drugiej strony to jednak Koalicja Obywatelska zdobyła ponad 20 procent poparcia, a bezpartyjni jedynie 5 procent. Stąd też, jeśli Donald Tusk myśli o jakiejś inicjatywie, to raczej mogłoby nią być stworzenie szerszej koalicji obywatelskiej, sięgnięcie po dodatkowe środowiska, w szczególności samorządowe. - To z pewnością rokuje więcej niż poszerzanie o niedobitki lewicy, które pałętają się w okolicy progów wyborczych i mają dużo większe oczekiwania niż zasoby.

Z kolei samorządowcy mają dużo większe zasoby niż oczekiwania. Nie mają programów, które zraziłyby wyborców, nie mają polityków z obciążeniami takimi jak Włodzimierz Czarzasty, a wiadomo, że on nie będzie mówił tego, co by cieszyło umiarkowanego wyborcę, a raczej będzie działał jak płachta na byka. Więc w poszerzeniu PO o samorządowców widać jakąś ścieżkę - uważa dr Jarosław Flis.

Tyle, że Donald Tusk, jak pamiętamy, mimo pozycji wytrawnego gracza, błędów w swojej polityce nie uniknął, jeśli wspomnimy, jak namaścił na swojego następcę Ewę Kopacz, a na prezydenta Polski wystawił Bronisława Komorowskiego. To, zdaniem komentatora politycznego, było podstawowym powodem utraty przez Platformę władzy. - To były bardzo słabe kandydatury i było to oczywiste w momencie ich zgłaszania. Jedyną i główną ich zaletą było to, że nie zagrażały Tuskowi - dodaje Flis.

Jacek Karnowski, Jacek Jaśkowiak i Rafał Trzaskowski po raz kolejny zabrali głos w kwestiach politycznych. Czy Donald Tusk będzie mógł na nich liczyć?

Tusk myśląc o powrocie do polskiej polityki, musi myśleć o nowej jakości i oczywiście o zwycięstwie. Platforma w tej chwili ma 24 procent poparcia i wysoki elektorat negatywny. Stąd też nadzieją jest na zbudowanie czegoś większego. - A sprawa śmierci prezydenta Adamowicz jest tu o tyle istotna, że podnosi wagę środowisk samorządowych. Już w jesiennych wyborach krajowa polityka upomniała się o samorządy. Upomni się o nie zwłaszcza po tym tragicznym wydarzeniu - uważa rozmówca „Polski”. I w tym sensie to z pewnością jest potencjał, jaki Platforma będzie musiała wykorzystać.

A prezydenci największych miast rosną w siłę. Po śmierci Pawła Adamowicza włodarze największych miast w Polsce po raz kolejny spotkali się w miniony weekend. - Domagamy się, by sprawdzono, czy działania TVP mieściły się w ramach obowiązującego prawa oraz czy działania organów takich jak prokuratura i CBA mieściły się w ramach ustaw i w ramach standardów - mówili prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, prezydent Sopotu Jacek Karnowski i wiceprezydent Gdańska Piotr Grzelak podczas sobotniej konferencji w stołecznym ratuszu.

- Dla nas najważniejsze w tym momencie jest wyciąganie wniosków z tego, co się stało i przeprowadzenie debaty na ten temat. Chcemy też przedsięwziąć odpowiednie kroki. Przede wszystkim, z tego ogromnego poczucia tragedii narodziło się poczucie wielkiej solidarności pomiędzy nami wszystkimi. Chcemy w pewnym sensie realizować to, co Paweł Adamowicz nam pozostawił, jako jeden z najważniejszych twórców samorządu. I w tym kontekście będziemy wspólnie prowadzili działania. Ale również chodzi o to, żeby nie przechodzić spokojnie nad tym, co działo się przez ostatnie lata i co cały czas się dzieje - mówił Rafał Trzaskowski.

Prezydenci podkreślili, że ich apel jest skierowany do premiera Mateusza Morawieckiego, a także do rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego, przewodniczącego KRRiT Witolda Kołodziejskiego i do pana przewodniczącego Rady Etyki Mediów Ryszarda Bańkowicza.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński