Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adwokat Przemysław W. opisał swój pobyt w celi. Sporo czasu poświęcił prokurator prowadzącej jego sprawę

Mariusz Parkitny
Mariusz Parkitny
Po lewej mec. Przemysław W.
Po lewej mec. Przemysław W. Andrzej Szkocki / archiwum
Mec. Przemysław W. od ponad tygodnia jest na wolności. Wcześniej prawie miesiąc spędził w areszcie tymczasowym. Opisał jak był tam traktowany.

Szczeciński adwokat przed aresztowaniem 17 marca usłyszał cztery zarzuty. Dotyczą nakłaniania więźnia do samobójstwa, próby zlecenia podpalenia samochodu, częstowania kobiety narkotykami, aby uzyskać korzyść osobistą oraz nierozlicznie się z fiskusem. Nie przyznał się do pierwszych trzech przestępstw, ale sąd okręgowy uznał, że musi trafić do celi. W połowie kwietnia sąd odwoławczy wypuścił go z aresztu, twierdząc, że dowody prokuratury są nieuprawdopodobnione. Śledztwo prowadzi prokurator Barbara Zapaśnik z Prokuratury Regionalnej w Szczecinie.

Po wyjściu z aresztu mec. W. opisał swój pobyt w celi, a w zasadzie w celach, bo był przenoszony ze Szczecina do Koszalina. Sporo miejsca poświęcił też prok. Zapaśnik.

- A propos moich wczasów państwowych... Muszę przyznać, że pani prokurator Zapaśnik zadbała o wszystko. Będąc osadzonym w areszcie w Szczecinie miałem do dyspozycji celę jednoosobową około 12 metrów kwadratowych z aneksem toaletowym, łóżko szpitalne, aczkolwiek wygodne i szafeczkę. Ponieważ życie codzienne niezwykle interesowało panią Zapaśnik, zainstalowano cztery kamery, które 24 godziny utrwalały mą codzienną walkę z przeciwnościami losu. Napisałem wówczas do domu list, że mam bardzo dobrze i że wytrzymam. List napisałem w piątek, a jak wiadomo podlega on cenzurze - wspomina adwokat.

Kilka dni później został przewieziony do aresztu w Koszalinie.

- W środę wywalili mnie do aresztu w Koszalinie. Nie wiem, jak tam zaanonsowała mnie moja ulubiona Pani Prokurator, ale na przywitanie czekało na mnie sześciu strażników. Następnie, po wyposażeniu mnie w tak zwany niezbędnik, czyli materac, dwa ręczniki, szmatkę do naczyń, talerz, miskę i sztućce, zaprowadzono mnie do mojej kawalerki. Liczyła sobie około 7 metrów kwadratowych. Kamery były trzy:nad głową, przy drzwiach i w toalecie. Okno było zasłonięte tak zwaną blendą, więc nie widziałem ani nieba, ani słońca. Ludzi widziałem trzy razy dziennie przez 30 sekund, gdy wydawano mi posiłek. Nikt nie miał prawa ze mną rozmawiać i ja nie mogłem rozmawiać z kimkolwiek. Gdy mnie wyprowadzono z celi, skuwano kajdankami. Prowadziło mnie trzech lub czterech strażników i wstrzymywano ruch w całym pawilonie. Nie miałem TV, ponieważ prokuratura bardzo lubiła czytać moje listy i dotarły do domu wraz z talonem na TV, już po moim powrocie. Zawsze jak widać, jestem traktowany wyjątkowo - dodaje adwokat.

Po wyjściu z aresztu prokuratura nie odpuściła adwokatowi. Zakazała mu opuszczania kraju, zatrzymała passport. Mec. W. ma zakaz wykonywania obowiązków służbowych oraz kontaktowania się z kilkoma osobami, których nazwiska pojawiają się w śledztwie. Adwokat złożył zażalenie.

Prokurator Barbara Zapaśnik nie komentuje relacji adwokata z pobytu w celi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński