Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Kensy: Chciałbym trenować w Polsce (cz. 2)

Marcin Dworzyński [email protected]
Adam Kensy
Adam Kensy
O żonie, która zna się na piłce, zniszczonych kolanach, trenerskich sukcesach, marzeniach i chęci powrotu do Polski

Mnie ciągnęło do Szczecina. Do miasta z którego pochodzi moja żona...

Wracając trochę do przeszłości, kiedy wybierałem się z Bydgoszczy do Szczecina by związać się z Pogonią siedziała w autobusie. Wracała akurat od rodziny z Bydgoszczy. Rozmawialiśmy całą podróż. Podobnie było w Szczecinie. Czas był się rozstać i ówczesny dyrektor Pogoni zawiózł mnie na Tor Kolarski. Tam poszedłem na śniadanie i kiedy wróciłem, okazało się, że... nie ma niczego. Bagażu, potrzebnych rzeczy i... numeru telefonu.

Zostałem okradziony przez współlokatora. Szybko udaliśmy się z dyrektorem klubu na dworzec w poszukiwaniu sprawcy. Niestety nie udało się go odnaleźć. Na szczęście pamiętałem nazwisko i odnalazłem ją poprzez książkę telefoniczną. Mieszkała naprzeciw stadionu. Tak więc Pogoni przybył kolejny kibic. Chodziła na wszystkie mecze. Podobnie jest w Austrii. Nie odpuszcza nawet wyjazdów. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że zna się na piłce. Często przypatruje się jak tnę mecz na kawałki, by przygotować go do analizy. Wie co to gra w strefie, a na pytanie o spalony może się nawet obrazić. Taka znawczyni (śmiech).

Podziela również moją pasję, czyli grę w brydża, którą zaczęliśmy jeszcze w Szczecinie. To piękna gra, podobnie jak szachy.

Czy tęsknie za Pogonią i Szczecinem?

Gdybym nie tęsknił to bym nie przyjechał teraz. Przyjechałem specjalnie na mecz z Ruchem Chorzów. Akurat mam przerwę w swoich rozgrywkach, miałem wolny czas i termin mi przypasował. Chciałem zobaczyć jak gra polska liga. Pogoń stara się grać bardzo elastycznie. Rozczarował mnie trochę Edi Andradina.

W meczu z Ruchem grał nieco egoistycznie. Często komentował akcje oraz gestykulował. W obecnej piłce na takie zachowania nie ma czasu. Boli mnie to, że w zespole nie ma młodych zawodników. Jest wielu obcokrajowców, a brakuje wychowanków. Nie wyobrażam sobie, by w Pogoni nie mogło występować chociaż połowa zawodników ze Szczecina czy regionu. Ci sprowadzeni z zewnątrz nie prezentują odpowiedniej klasy. Przecież gdyby każdego roku, do pierwszego zespołu trafiał minimum jeden utalentowany junior. To po 10 latach, mielibyśmy kilkunastu pełnowartościowych wychowanków!

Austria

Człowiek miał 30 lat i zniszczone kolana. Chciałem zabezpieczyć się finansowo. Wyjechaliśmy najpierw na 1,5 roku. Potem czas się przedłużył. Dzieci... i tak jakoś wyszło. W Szczecinie miałem firmę. Szyliśmy odzież sportową i robiliśmy nadruki. Pokłóciłem się jednak ze wspólnikiem. Straciłem pieniądze, ale zyskałem wiedzę i doświadczenie. Część firmy zabrałem ze sobą do Linz. W Austrii przez pięć lat prowadziłem Blau Weiss. Na koniec sezonu zajęliśmy pierwsze miejsce i przystąpiliśmy do baraży podczas których stało się coś, czego jeszcze nigdy nie przeżyłem.

Na wyjeździe wygraliśmy 2:0. W rewanżu u siebie nie mogłem skorzystać z dwójki podstawowych obrońców. W pierwszej minucie spotkania podczas pojedynku na linii autowej, w starciu tracę trzeciego obrońcę. Strzeliliśmy bramkę, rywal wyrównał na 1:1. Potem na 2:1 strzelił jeden z moich obrońców, ale przy połamał sobie przy tym żebra. Coś niesamowitego. Zostałem bez obrony. Ostatecznie przegraliśmy 4:2 po bramce w... ostatniej minucie.

Opuściłem ten zespół po pięciu latach. Chciał mnie pierwszoligowy Pasching, by zbudować im zaplecze.

Potem poszedłem do innego trzecioligowca FC Wels, z którym miałem nie spaść z trzeciej ligi, a graliśmy o mistrza. Tam się stało coś dziwnego. Graliśmy decydujący mecz w ostatniej kolejce. Przegraliśmy 0:1 po golu w... setnej minucie z rzutu karnego. Nie zostaliśmy mistrzami, ale później okazało się, że klub nie chciał awansować.

Odszedłem znów do Blau Weiss by na nowo zbudować zespół. Wygraliśmy nawet z pierwszoligowym Red Bull Salzburg. To była olbrzymia sensacja. Niedługo mieli grać z Lechem Poznań w pucharze UEFA. To nie chodzi nawet o to, że my wygraliśmy 3:1, tylko o to, jak my graliśmy. Przecież spokojnie ten mecz mógł zakończyć się naszym zwycięstwem 5:1.

Marzy mi się by zacząć trenować w Polsce w pierwszej lidze lub ekstraklasie. Kusi mnie by zrobić coś dla Polski. Nauczyć ludzi jak się gra w piłkę. W karierze trenerskiej przez 20 lat miałem tylko krótką przerwę na wyrobienie licencji. Mam znane nazwisko na austriackim rynku.

Wreszcie zrobiłem trenerską licencję. W Austrii byłem blokowany przez 10 lat. Zasady tam są takie, że co dwa lata wybiera się 10 najzdolniejszych trenerów. Z pewnością pomogło mi zwycięstwo z Red Bullem, po którym było głośno. Dobrze wypadłem podczas testów psychologicznych. Komisja przepytywała kandydatów. Wypytywali o różne rzeczy, kiedy zakończyli powiedziałem - zaraz, zaraz. Panowie wszystko o nas już wiedzą, a sami się nie przedstawili. To także mi pomogło.
W swojej trenerskiej pracy zawsze miałem bardzo dobre wyniki. Nie zająłem niższego miejsca w tabeli niż drugie. Myślę o pracy w Polsce. Nie robiłem jeszcze starań w tym kierunku. Po raz pierwszy wspominam o tym właśnie w tym artykule. Pracuje obecnie w SK Vorwarts Steyr, ale mam klauzulę, gwarantującą mi odejście w każdej chwili.

Jestem przekonany, że jestem w stanie osiągnąć z zespołem wynik. Taktyka jest moją bardzo silną stroną. Całe życie byłem na boisku kryty, więc musiałem kombinować jak piłkę zdobyć, bo ciągle miałem anioła stróża. Teraz tę wiedzę staram się przekazać moim podopiecznym.

Marzenie
Być zdrowym! Moje kolana są w takim stanie, że jak je widzi lekarz to najchętniej wymieniłby na sztuczne. Problemy z kolanami zaczęły się w Szczecinie. Teraz jak ktoś ma problem z wiązadłami, nie gra przez pół roku. Za trenera Leszka Jezierskiego jak miałem problem, to było tylko - poczekaj trochę, niedługo zagrasz. Człowiek grał, a ból był nie do wytrzymania. Zasada prosta: trener chciał bym grał, to grałem.

Później kibice mieli pretensje, że słabo się prezentuję, ale ból był nie do wytrzymania. Takie to były czasy.

Teraz diagnozy są jasne. Wiązadła i koniec - operacja. Przez te moje perypetie, kolana porobiły się bardzo luźne, a chrząstki się powycierały. Przyszło mi teraz płacić za moją karierę. Za tych trenerów, opiekę i "znawców". Teraz sam jestem trenerem, ale priorytetem jest zdrowie moich zawodników. Nie wystawię do gry chorego zawodnika, bo wiem po sobie ile można człowiekowi sprawić na przyszłość przykrości.

Pięć lat temu zanotowałem symboliczny powrót na boisko, grając w B-klasowej Pogoni Nowej. Nie miałem z tym problemu. Nawet w Austrii jeszcze trochę grywam. Tyle techniki mam, że jeszcze sobie radzę. Wiadomo szybkości brak, ale jeśli chodzi o technikę, przyjęcie piłki i odwrócenie się z nią, to wciąż mogę być przykładem. Tego się nie zapomina. Szczerze mówiąc, sam jestem tym zaskoczony.

Powrót do Polski?

Nie myślę o tym, czy wrócę do Polski i osiądę tam na stałe. To nie ma dla mnie znaczenia gdzie mieszkam. Austrii czy Polska? Mam obywatelstwo austriackie, ale zawsze pozostanę Polakiem. W rodzimym kraju na czarną godzinę kupiłem ziemię - 5,5 ha pod Bydgoszczą.

U nas w domu muszą być polskie filmy, polska muzyka. Dzieci także nie mają problemów z językiem. Gdyby moje dziecko nie mówiło po Polsku to by była chyba moja największa porażka życiowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński