Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A to Polska właśnie

Grzegorz Drążek, mdr, 3 marca 2006 r.
Bogumiła Stańczyk (z lewej) i Otylia Łysoń przyszłość widzą w czarnych kolorach. Boją się wyrzucenia na bruk.
Bogumiła Stańczyk (z lewej) i Otylia Łysoń przyszłość widzą w czarnych kolorach. Boją się wyrzucenia na bruk. Grzegorz Drążek
Mieszkańcy budynku przy ulicy Polskiej (nr 34 i 36) w Stargardzie są przerażeni. Syndyk masy upadłości Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego wystawił ich mieszkania na sprzedaż.

Lokatorzy zapewniają, że dowiedzieli się o tym z ogłoszenia w gazecie. Dyrektor Regionalnego Związku Rewizyjnego Spółdzielczości Mieszkaniowej twierdzi, że lokatorzy mieli prawo do pierwokupu. Syndyk uważa inaczej.

Przy ulicy Polskiej 34, na parterze, mieszkają cztery osoby. Główną lokatorką jest Bogumiła Stańczyk. Nad nimi mieszka wnuk, nieżyjących już, długoletnich lokatorów tego domu. Po sąsiedzku, pod numerem 36, mieszkają dwie osoby. 75-letnia Otylia Łysoń jest tam od 1953 roku. Przy Polskiej mieszka teraz z synem.

- W gazecie zobaczyliśmy ogłoszenie o wystawieniu na sprzedaż naszych domów - mówi przez łzy Bogumiła Stańczyk. - Jak tak można? Syndyk ZNTK, który te mieszkania chce sprzedać, nawet pisma w tej sprawie do nas nie przysłał. A przecież jako najemcy mamy chyba prawo do pierwokupu.

Życie dla kolei

Najbliżsi obu kobiet są oburzeni.

- Moja mama mieszka tutaj od ponad pięćdziesięciu lat - mówi Aleksander Łysoń, najstarszy syn lokatorki z Polskiej 36. - Mieszkała tutaj z tatą, który trzydzieści lat przepracował na kolei. Jakiś czas temu zmarł. Dobrze, że nie widzi tego, co tutaj się wyprawia. On całe życie poświęcił kolei, a teraz syndyk ZNTK chce sprzedać mieszkanie z jego żoną. To kpina z ludzi, którzy tyle dla kolei zrobili.

Rozstrzygnięcie przetargu, który ogłosił syndyk Jerzy Wiszniewski, ma nastąpić 17 marca. Lokatorzy z ulicy Polskiej wierzą, że do tego czasu usłyszą dobrą wiadomość. Że przetarg został odwołany.

- Byliśmy u prawnika, radziliśmy się co w tej sprawie zrobić - mówią mieszkańcy. - Dowiedzieliśmy się, że syndyk nie mógł wystawić mieszkań na sprzedaż bez powiadomienia nas o tym. To my jestesmy prawnymi najemcami, mamy ważne umowy. A syndyk nas zignorował, pokazał, że nic dla niego nie znaczymy. Jesteśmy tylko przedmiotami, a dla niego tylko kasa się liczy.

Trzeba powiadomić

Zdziwiony zachowaniem syndyka Wiszniewskiego jest Robert Zdobylak, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Stargardzie. Tematem mieszkalnictwa zajmuje się długo i nie może zrozumieć, że w ten sposób potraktowano ludzi z Polskiej.

- Te osoby są najemcami mieszkań, więc syndyk najpierw ma obowiązek powiadomić ich o sprzedaży i zaproponować prawo pierwokupu - mówi Robert Zdobylak. - Jeżeli najemcy nie będą chcieli tych mieszkań kupić, to dopiero wtedy syndyk może zrobić kolejny krok. Czyli przygotować przetarg, w którym udział będzie mógł wziąć już każdy, nie tylko najemcy. Ale najpierw należy się tym ludziom informacja.

Lokatorzy z Polskiej obawiają się o swoją przyszłość. Znają historię kilku rodzin z niedalekiej ulicy Czeskiej, które spotkało to samo.

"Nie mamy zaległości"

Tam też syndyk masy upadłości ZNTK wystawił na sprzedaż mieszkania razem z najemcami. Tyle że wcześniej ich o tym poinformował. Ludzi nie stać było na zakup mieszkań, które ostatecznie syndyk sprzedał osobie prywatnej. Ta długo nie czekała i znacznie podniosła lokatorom czynsz. Teraz tego samego obawiają się mieszkańcy ulicy Polskiej.

- Nie stać nas, żeby płacić większy czynsz - mówi Otylia Łysoń. - To nas zabije. Jak nie stać nas będzie na większe opłaty, to wyrzucą nas na bruk.

- Nie jesteśmy bogaci - dodaje Bogumiła Stańczyk. - Ale nikogo nie krzywdzimy. Nie mamy zaległości, na bieżąco opłacamy rachunki. Mimo to, chce się nas skrzywdzić. Nasze mieszkania, i te przy ulicy Czeskiej, są w Stargardzie najstarsze. Dlaczego nam nie zaproponowano zakupu po preferencyjnych cenach, tak jak było w przypadku innych mieszkań ZNTK? W 2002 roku złożyłam do syndyka pismo, że chcę kupić to mieszkanie. Syndyk odmówił.

Remontują

Kobiety podkreślają, że za własne pieniądze remontowały mieszkania.

- Tutaj były piece, zlikwidowaliśmy je, zrobiliśmy centralne ogrzewanie - mówi Bogumiła Stańczyk. - Położyliśmy płytki, bo szczury chodziły po mieszkaniu. Zrobiliśmy futryny, wstawiliśmy drzwi, wykafelkowaliśmy łazienkę. Wszystko sami. A teraz ktoś chce na tym zarobić!

- Tutaj ostatni raz w latach siedemdziesiątych coś nam remontowali - mówi Aleksander Łysoń. - Od tego czasu każdy musi sobie radzić sam.

Lokatorzy z Polskiej nie potrafią zrozumieć, dlaczego zajmowane przez nich mieszkania mają być sprzedane bez powiadomienia ich o tym.

- Komuś najwidoczniej zależy na czasie - domyślają się. - Razem z mieszkaniami na sprzedaż mają pójść grunty. Może chodzi o to, żeby nabywca zburzył komórki obok i miał ładny kawałek ziemi na postawienie domu?

"Nie miałem obowiązku"

Syndyka masy upadłości ZNTK nie przekonują argumenty mieszkańców.

- Nasz sekretariat telefonicznie skontaktował się z tymi lokatorami, poinformował, że pojawi się ogłoszenie prasowe o przetargu - mówi Jerzy Wiszniewski. - Nie miałem obowiązku informować ich na piśmie, a prawo pierwokupu tutaj nie obowiązuje. Wszystko zrobiłem tak, jak należy.

Dlaczego jednak wcześniej, w przypadku mieszkańców ulicy Czeskiej, informował na piśmie lokatorów o możliwości nabycia mieszkań?

- Bo wtedy robiłem rozeznanie, czy jest w ogóle zainteresowanie zakupem mieszkań - odpowiada syndyk. - Tutaj takie rozeznanie nie było potrzebne.

Teresa Wąsikowska, lokatorka z ulicy Czeskiej 2

Nasze mieszkania zostały sprzedane razem z nami. Uważamy, że mieliśmy prawo do zakupu mieszkań na preferencyjnych warunkach. Takie mieli najemcy innych mieszkań kolejowych. Ale przetarg się odbył. Syndyk nie przyjął oferty miasta, które chciało nam pomóc, ale zaproponowało nieznacznie niższą kwotę od osoby prywatnej. A nowy właściciel podniósł nam czynsz. Wcześniej płaciłam 250-260 złotych, teraz 460 zł. A nawet remontów nie ma. Cały czas walczymy o swoje prawa. Pięć rodzin skierowało sprawę do sądu i w marcu odbędzie się rozprawa przeciwko syndykowi masy upadłości ZNTK. Nie zgadzamy się z tym, w jaki sposób syndyk sprzedał te mieszkania.

Artur Nycz, dyrektor Regionalnego Związku Rewizyjnego Spółdzielczości Mieszkaniowej w Szczecinie

- Niezależnie od tego, czy taki zakład jest w likwidacji czy upadłości, to zawsze prawo pierwokupu mieszkań tzw. zakładowych mają osoby uprawnione, czyli najemcy. Jeśli zostanie zawarta umowa sprzedaży takiego mieszkania bez wypowiedzenia się na ten temat osoby uprawnionej, jest ona nieważna. Syndycy czasami twierdzą, że mieszkania zwane zakładowymi wchodzą w skład masy upadłościowej i mają je prawo sprzedać bez powiadamiania o tym kogokolwiek. Powołują się przy tym na fakt, iż masa upadłościowa nie jest ujęta w ustawie o mieszkaniach zakładowych. Nic bardziej błędnego. Nie mają prawa sprzedać takiego mieszkania bez uzyskania opinii jego najemcy. To on, osoba ustawowo uprawniona, musi wyrazić swoje stanowisko, czy zgłasza chęć pierwokupu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński