- Przyznano mi 50 tysięcy złotych - kręci głową pani Magda. Do dziś ta młoda osoba cierpi na zespół stresu pourazowego, typowe zaburzenie zwłaszcza u żołnierzy, biorących udział w ciężkich walkach, ale także u osób, które przeżyły inne skrajne, ekstremalne wydarzenie w swoim życiu. A takim na pewno było dla pani Magdy osadzenie w więzieniu. I to jeszcze za coś, za co do tego więzienia trafić nie powinna.
- Owszem, dla kogoś te przyznane mi 50 tysięcy złotych może wydawać się dużą kwotą. Tyle że ja do dziś nie mogę się otrząsnąć - łzy podchodzą jej do oczu szybko, kobieta wtula się w swojego małego synka. - Zabrano mnie od rodziny, skazano na wytykanie palcami, skazano na mieszkanie z bandytami, mordercami i złodziejami, zabrano pięć miesięcy życia. Uważam więc, że te 50 tysięcy złotych to plunięcie mi w twarz.
Podobnego zdania jest adwokat pani Magdy, który już złożył apelację od tego wyroku. Uważa, że Zmitrowicz powinna dostać co najmniej 150 tysięcy złotych odszkodowania. Choć i tak - uważają oboje - nie jest to kwota, która zwróci zdrowie i równowagę psychiczną pani Magdzie. Ale może pomóc odnaleźć się w społeczeństwie.
To był przełom 2010 roku. Pani Magdalena, na prośbę swojej koleżanki, podżyrowała jej kredyt w wysokości 12 tysięcy złotych na remont baru. W tym barze miała też pracować pani Magda. Okazało się jednak, że dokumenty, które w banku przedstawiły obie panie, nie były do końca prawdziwe. - Koleżanka poświadczyła m.in. nieprawdę co do zarobków - przypomina pani Magda. Obie więc panie usłyszały zarzuty. Ostatecznie dostały też wyrok: 9 miesięcy więzienia w zawieszeniu na rok. W tym czasie mają spłacić solidarnie kredyt, bo jeśli tego nie zrobią, pójdą siedzieć.
- Koleżanka powiedziała, że wszystko spłaci. Byłam więc spokojna. Ale gdy pewnego dnia przyjechałam do domu z zagranicy, policjanci szybko zapukali do moich drzwi. Zabrali mnie na izbę zatrzymań i powiedzieli, że idę do więzienia, bo kredyt nie jest spłacony. Nie miałam z kim się skontaktować w tej sprawie, koleżanka była w Niemczech. Rozmawiałam z nią wcześniej i ona mówiła, że już dawno wszystko spłacone. Byłam więc zdezorientowana, nikt nie umiał, ale też chyba nie chciał mi pomóc. Nie wiedziałam co mam zrobić - wspomina 29-latka.
W więzieniu dla kobiet w Grudziądzu, największym w Polsce, w którym przebywają także ci najtrudniejsi więźniowie, była aż pięć miesięcy, czyli ponad połowę odwieszonej jej kary. Tyle że do tego odwieszenia nigdy nie powinno dojść. - Zadzwoniłam w końcu do tego banku, bo chciałam spłacić to wszystko, żeby tylko wyjść z więzienia. A człowiek z banku mówi mi, że przecież kredyt został dawno spłacony. Rozpłakałam się - opowiada kobieta.
Okazało się, że już na etapie stawiania zarzutów prawdopodobnie prokurator popełnił błąd. Zamiast wpisać nazwę jednego banku, w którym naprawdę kobiety zaciągnęły kredyt, wpisał podobną nazwę. Gdy później weryfikowano, czy kredyt został spłacony, ten błędnie wpisany bank odpowiedział, że nie, takiego kredytu tutaj nie spłacono. - A wystarczyło, by odpowiedzieli, że takiego kredytu tu nigdy nie było - zauważa pani Magda... Co interesujące, wyrok zapadł też wobec koleżanki. Ale ona za kraty nie trafiła.
Pomyłkę zauważył koszaliński sąd i wyrok sprostował. Niestety, Magda Zmitrowicz była sądzona w Białogardzie, a tam informacja o sprostowaniu nie dotarła.
POLECAMY:
Zachęcamy również do korzystania z prenumeraty cyfrowej Głosu Koszalińskiego
Zobacz także: Koszalin: Posiedzenie sądu w sprawie Miłosza S.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?