Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

39 dni cierpienia

Marek Rudnicki, 13 grudnia 2005 r.
Pan Tadeusz jest inwalidą I grupy (nie zdolny do samodzielnej egzystencji). Teraz musi opiekować się swoją niesprawną żoną. Mówi, że dałby nawet radę, ale gdy żona prosi o pomoc, by ulżył jej w bólu, załamuje się.
Pan Tadeusz jest inwalidą I grupy (nie zdolny do samodzielnej egzystencji). Teraz musi opiekować się swoją niesprawną żoną. Mówi, że dałby nawet radę, ale gdy żona prosi o pomoc, by ulżył jej w bólu, załamuje się. Marcin Bielecki
Pani Helena leży nieruchomo. Budzi się z letargu tylko wówczas, gdy ból przebija się przez uśpioną świadomość. Ze szpitala odesłano ją do domu ze stwierdzeniem: Wybrała pani lepsze zło.

Kobieta choruje od jakiegoś czasu, ale dopiero w ostatnim okresie los całkowicie się od niej odwrócił. Wydawało się na początku, że odkryta jakiś czas temu przypadłość, to jedynie drobiazg.

Zbagatelizowane badania

Lekarze wykryli narośl na miednicy. Zastosowane lekarstwa i zastrzyki niczego nie zmieniły. W szpitalu w Zdunowie lekarze stwierdzili, że narośl trzeba usunąć operacyjnie. Wyznaczono termin na listopad.

Przed Zdunowem cały tydzień leżała w szpitalu przy ulicy Jagiellońskiej. Powodem były chwilowe zamroczenia i utrata świadomości. Dochodziło do tego, że już w szpitalu nie mogła trafić do swojego łóżka. Próbowała nawet wyjść oknem.

- Mówiłem lekarzom, że coś dzieje się z głową żony - opowiada drżącym głosem jej mąż, Tadeusz. - To przecież nie jest normalne, gdy ktoś nagle traci pamięć. Zbagatelizowali to. Zrobili badania tomografem, ale nie głowy, a płuc. Stwierdzili powikłania pogrypowe i po tygodniu żonę wypisali ze szpitala.

Na odchodne lekarze zasugerowali wizytę w szpitalu pulmonologicznym przy ulicy Janosika.

Stres i strach

W szpitalu na Janosika pani Helena leżała kolejny tydzień. Przeprowadzone tu badania wykazały zmiany w głowie. Stąd na bardziej precyzyjne badania skierowano ją na powrót do Zdunowa, tyle że na inny wydział.

- W tak zwanym międzyczasie zarejestrowałem żonę do neurologa, dr Pałki, który przyjmuje w przychodni na ulicy Jagiellońskiej - mówi pan Tadeusz. - I dobrze zrobiłem. Od razu po pierwszych badaniach wykrył nieprawidłowości i skierował Helenę na badania tomograficzne głowy. Wykazały one, że żona ma ucisk, nie znam się na nazewnictwie, który powoduje chwilową utratę świadomości.

Kolejnym szpitalem był szpital wojewódzki przy ulicy Arkońskiej. Tu miano zdecydować, co dalej. Lekarze skonsultowali przypadek. Zdecydowali, że pani Helena powinna przejść operację. O zgodę spytali pacjentkę. Ta odmówiła.

- Żona nie do końca była świadoma tego, co mówi, co mówiłem lekarzom - tłumaczy pan Tadeusz. - A do tego usłyszała, że po operacji może utracić świadomość, może przyjść bezwład nóg i rąk, a nawet padaczka. Hela była w stresie, wielkim stresie, gdy więc usłyszała o takiej perspektywie, wpadła w panikę.

Szukanie ratunku

Kolędowanie w poszukiwaniu ratunku doprowadziło panią Helenę i jej męża do szpitala onkologicznego na Strzałowskiej. Powodem były słowa lekarzy na Arkońskiej, którzy powiedzieli panu Tadeuszowi, iż podejrzewają początek choroby nowotworowej.

Tu kobietę poddano bardzo skrupulatnym badaniom.

- Pani dr Wasilewska bardzo się żoną zajęła - mówi pan Tadeusz. - Jestem jej za to bardzo wdzięczny.

Później opiekę nad panią Heleną przyjeła przychodnia przy ulicy Piłsudskiego. Udzieloną tu pomoc pan Tadeusz wspomina również bardzo dobrze. Mówi wręcz, że "tylko dzięki dr Głuszak żona jeszcze żyje".

Człowiek jak rzecz

Pierwszego listopada idąc do łazienki pani Helena upadła. Nie mogła się ruszyć. Pan Tadeusz wezwał pogotowie. Lekarze stwierdzili złamanie szyjki biodrowej. W wojskowym szpitalu dwóch lekarzy oznajmiło mu, że "operacja nie jest wskazana".

- Prawie wymuszono na żonie podpis, że nie zgadza się na operację - pan Tadeusz milknie, odwracając w bok głowę, bym nie widział płynących z jego oczu łez. - Oznajmiono, że żona wybrała lepsze zło, że złamanie same się zagoi i wypisano żonę do domu.

Karetka odwożąca panią Helenę nie chciała zabrać pana Tadeusza. Mimo, że tłumaczył, iż w domu nikogo nie ma.

- Nie daję już sobie rady - mówi po chwili. - To już trwa 39 dni. Żona budzi się z letargu, gdy ból staje się nie do zniesienia. Jestem inwalidą, nie mam już sił.

Kolejka do operacji

- W wieku, jakim jest ta pani, praktycznie złamanie szyjki biodrowej nie zrośnie się - tłumaczy ppłk. Jerzy Grabarek, zastępca komendanta szpitala wojskowego przy ulicy Piotra Skargi. - Docelowo potrzebna jest operacja. Obecnie jednak czeka na nią wiele osób. Kolejka sięga września 2006 r.

Pytany o to, co powinna zrobić starsza pani mówi, że napisać list do komendanta szpitala. Stwierdzić w nim, że decyduje się na operację, a nawet prosi o przyśpieszenie jej terminu. Pan Tadeusz, jej mąż, może też przyjść osobiście do komendanta lub zastępcy. O tym jednak, czy rzeczywiście należy przyśpieszyć termin, zadecyduje Zespół Oceny Przyjęć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński