Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

10 lat Akademii Sztuki w Szczecinie. Starania o uczelnię nie były łatwe

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
Archiwum prywatne Sylwester Ostrowski - autor: Łukasz Szełemej
Walczono o nią przez niemal 30 lat. Była polityczną obietnicą i nadzieją dla setek młodych artystów. Historia jej powołania jest pełna gwałtownych zwrotów akcji, ale na szczęście ma swoich bohaterów. Przed inauguracją dziesięciolecia Akademii Sztuki cofnęliśmy się do tych czasów razem z Sylwestrem Ostrowskim, ówczesnym pełnomocnikiem wojewody, dziś jazzmanem.

Jesteś jazzmanem, a mogłeś być kanclerzem Akademii Sztuki w Szczecinie. Odmówiłeś. Warto było?

- Warto, nawet z perspektywy czasu uważam, że dobrze zrobiłem. Moja rola w projekcie tworzenia Akademii Sztuki w Szczecinie skończyła się w momencie, gdy ustawa o jej powołaniu przeszła jednogłośnie w Sejmie. Byłem i nadal jestem z tego niesamowicie dumny. Rzeczywiście, dostałem oficjalną propozycję zostania kanclerzem uczelni, ale moje „nie” było dokładnie przemyślane. Zdecydowałem, że wrócę do swojego zawodu, zawodu koncertującego artysty. Nie żałuję, nie mam czego żałować. Dziś robię m.in. festiwal Szczecin Jazz i śmiało mogę powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych projektów jazzowych w Polsce. Jesteś ważną postacią w historii szczecińskiej Akademii, ale po 10 latach od jej utworzenia, nie każdy o tym pamięta.

Wiele osób kojarzy Cię jedynie ze sceną jazzową. Nie masz o to żalu? Przecież ten projekt sporo Cię kosztował.

- Pamięć ludzka niekiedy bywa krótka, a rzeczy, które wydają się oczywiste często nam uciekają. Tak już jest. Poza tym, zdaję sobie sprawę, że większość studentów to osoby, które kończyły w tamtym czasie gimnazja czy licea. Co innego zajmowało im wtedy głowy. Dla nich Akademia Sztuki to instytucja, która była „od zawsze”, która po prostu na nich czekała. To też nie tak, że nikt o tym nie pamięta. Kilka miesięcy temu odebrałem telefon od profesora Dyczewskiego, rektora Akademii, z propozycją zorganizowania koncertu inaugurującego obchody 10-lecia szkoły. Nie bez przyczyny zadzwonił właśnie do mnie i jestem mu za to bardzo wdzięczy (uśmiech).

ZOBACZ TEŻ: Dni Otwarte w Akademii Sztuki w Szczecinie [ZDJĘCIA, WIDEO]

Dni Otwarte w Akademii Sztuki w Szczecinie [ZDJĘCIA, WIDEO]

Wracając do roku 2010, pamiętasz moment, w którym było jasne, że udało się, że Akademia powstanie?

- Oj, pamiętam. Głosowanie nad ustawą powołującą Akademię Sztuki w Szczecinie odbyło się w Senacie 8 kwietnia. Po wszystkim zadzwoniła do mnie poseł Magdalena Kochan, która była również formalną wnioskodawczynią projektu. Powiedziała - ustawa przeszła w Senacie, musimy tylko z nią wrócić do Sejmu, ale to już formalność. Później zostanie nam uzyskać podpis prezydenta i mamy to. Tego samego dnia, późnym wieczorem, rozmawiałem przez telefon z Joachimem Brudzińskim. Usłyszałem, że Lech Kaczyński leci teraz do Smoleńska, ale jak wróci, to zaprosimy go, aby podpisał tę ustawę oficjalnie w Szczecinie. Niestety, ale nie wrócił. Ustawę podpisał kilka tygodni później Bronisław Komorowski jako marszałek Sejmu pełniący obowiązki prezydenta Polski.

Okoliczności nie dawały odetchnąć.

- Nie dawały, ale pamiętam jeszcze jeden moment. Kiedy ustawa przeszła jednogłośnie w Sejmie, zadzwonił do mnie jeden z oponentów projektu. Taki, z którym może nie byliśmy wrogami, ale na pewno nie raz mieliśmy pod górkę i... pogratulował. Wtedy poczułem, że się udało.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

W trzy lata zrobiliście to, czego nie udało się osiągnąć w lat trzydzieści. Szczęście, upór czy doskonale skrojony plan?

- Wszystko po trochę. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to był nie tylko najlepszy, ale najprawdopodobniej ostatni moment na realizację tego projektu. Wpłynęła na to masa czynników. Zaczynając od nowej ustawy o szkolnictwie wyższym z 2005 roku, która mogła zablokować w przyszłości powstanie szkoły, przechodząc przez realną pomoc finansową i techniczną prezydenta miasta, marszałka województwa i wojewody, a kończąc na zaangażowaniu społeczeństwa. To też jeden z niewielu projektów o tak szerokim poparciu politycznym. Bo trzeba przyznać, że każda partia mówiła mu - tak. Klub parlamentarny PO oficjalnie wnioskował projekt tej ustawy W 2006 premier Jarosław Kaczyński przyjechał do Szczecina na zaproszenie Roberta Krupowicza, ówczesnego wojewody i udzielił poparcia dla pomysłu. Później, będąc szefem opozycji, nie wycofał się ze swoich słów. To samo dotyczy Grzegorza Napieralskiego, ówczesnego szefa SLD. Na politykach w Warszawie to zaangażowanie - ponad podziałami politycznymi i ponad problemami formalnymi - robiło wrażenie.

Skoro poparcie było tak duże, co było problemem?

- Było wiele momentów, kiedy nasze powodzenie wisiało na włosku. Ale muszę zacząć od tego i wyraźnie chcę to podkreślić, że przed powołaniem Akademii Sztuki w naszym mieście istniały studia artystyczne. Dobrze działała prywatna Wyższa Szkoła Sztuki Użytkowej, założona z inicjatywy prof. Marii Radomskiej-Tomczuk. Funkcjonowała też filia poznańskiej Akademii Muzycznej, w której skupieni byli profesorowie Handke i Dyczewski oraz katedra edukacji artystycznej na Uniwersytecie Szczecińskim, prowadzona przez prof. Boguszewskiego. Gdyby nie ten fakt, nie mielibyśmy żadnych szans na ruszenie z miejsca, bo Akademia powstała z połączenia tych trzech filarów. I właśnie to połączenie było największą trudnością. Każda z tych uczelni miała inny status, należały do innych struktur, skupiały inne środowiska. Do tego dochodziła ustawa, która uniemożliwiała połączenie szkoły prywatnej z państwową. Regulacje prawne stawiały poprzeczkę wysoko.

Chyba nie tylko regulacje, ale i pogodzenie środowisk, które prowadziły te uczelnie? Przecież prosiliście ich o wsparcie, ale jednocześnie o rozwiązanie wydziałów, czy jak w kontekście szkoły prywatnej - biznesu.

- Prof. Maria Radomska-Tomczuk od początku złożyła jasną deklarację - Wyższa Szkoła Sztuki Użytkowej rozwiąże się na rzecz Akademii Sztuki. Z Uniwersytetem Szczecińskim również nie mieliśmy większych problemów formalnych. Konflikt pojawił się dopiero, gdy doszliśmy do kwestii przekształcenia poznańskiej filii Akademii Muzycznej. Początkowo władze uczelni odebrały to jako próbę „amputacji” części szkoły. Po dziesiątkach trudnych spotkań usłyszeliśmy tylko - udzielimy wam wsparcia, pozwolimy naszej kadrze pracować na drugich etatach, ale filii nie rozwiążemy. Dla nas to było za mało. Potrzebowaliśmy przekształcenia całej filii.

Jak wiemy, impas udało się przełamać. Poznań w końcu odpuścił i członkowie senatu Akademii Muzycznej niemal jednogłośnie zgodzili się na oddanie swoich studentów i wykładowców. To był koniec komplikacji?

- Na pewno był to koniec jednego z najtrudniejszych etapów, ale komplikacje nam nie odpuszczały. Oddech wstrzymaliśmy raz jeszcze, kiedy Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego wydała negatywną opinię w sprawie projektu ustawy powołującej Akademię. Akcja stanęła pod znakiem zapytania. Środowisko parlamentarne, do tej pory przekonane, zaczęło mieć wątpliwości. Zaproponowałem wtedy petycję, zbieranie głosów poparcia w Szczecinie. Chciałem uświadomić marszałkowi Sejmu Bronisławowi Komorowskiemu, jak ważny jest ten projekt dla mieszkańców naszego miasta. W ciągu trzech dni zebraliśmy 30 tys. podpisów. Razem z poseł Magdaleną Kochan i Bazylim Baranem, pełnomocnikiem prezydenta Szczecina, zawieźliśmy te podpisy do marszałka i... udało się. Marszałek przesłał projekt do głosowania.

Brałeś pod uwagę, że może się nie udać?

- Nie. Byłby to wielki blamaż, wielka katastrofa wizerunkowa. Jeśli nie wtedy, nie z takimi możliwościami, z takim budżetem i takim poparciem, to kiedy? Chyba nigdy. Bo trzeba podkreślić, że nie brakowało nam wtedy niczego - i za to należy się głęboki pokłon ówczesnym władzom miasta. Tak jak wspomniałaś, o tę uczelnię starano się od 30. lat, ale nawet nie licząc tych 30., tylko te ostatnie cztery, kiedy prace nad projektem przyjęły konkretny kształt… włożyliśmy w to tyle czasu i daliśmy nadzieję tylu młodym osobom… Szczecin byłby jedynym dużym wojewódzkim miastem bez samodzielnej publicznej wyższej uczelni artystycznej.

ZOBACZ TEŻ:

Ani dziś, ani wtedy nie byłeś politykiem. Myślisz, że miało to wpływ na powodzenie projektu?

- Wojewoda Marcin Zydorowicz powołał mnie na swojego doradcę ds. kontaktów ze środowiskiem naukowym i kulturowym z zadaniem opracowania procedury powołania Akademii Sztuki w Szczecinie. Fakt, nie byłem i nie jestem politykiem. Jestem jazzmanem i jak to jazzmani potrafię improwizować (uśmiech). Chyba właśnie dlatego udało mi się połączyć te dwa światy. Byłem też młodszy, bardziej krnąbrny. Najwidoczniej ta sytuacja wymagała kogoś takiego. Nie bałem się rozmów z politykami czy profesorami. Gdy dochodziliśmy do ściany, wychodziłem do ludzi, uruchamiałem artystów i środowisko. Pamiętam, jak do Szczecina przyjechała wiceminister kultury. Zrobiliśmy happening z artystami szkoły muzycznej i studentami WSSU. Graliśmy na ulicy i skandowaliśmy „chcemy Akademii”. Pani minister była zaskoczona tym zrywem. Nie spodziewała się, że jest tyle osób, którym tak zależy.

Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się na to wszystko? Po co Ci to było? Relacje, które wtedy nawiązałeś i doświadczenie, które zdobyłeś, pomogły Ci w karierze muzycznej?

- Może zabrzmi to pięknie i romantycznie, ale zrobiłem to dla wielkiej idei. Relacje i doświadczenie z tamtego czasu na pewno pozostają nieocenione, ale jako takie nie pomogły w karierze artystycznej, a nawet ją przerwały. Miałem wtedy lat 30. To taki wiek, kiedy nie jest się już „młodym i głupim”, ale ma się jeszcze tę chęć do spontanicznego działania. To moment, żeby rozpocząć karierę na serio, a ja tę karierę zawiesiłem. Nie zrozum mnie źle, nie żałuję. Patrząc dziś na tę uczelnię i studentów, wiem, że było warto. Po prostu, mam świadomość, że poświęciłem Akademii Sztuki najlepsze lata. Wracając, musiałem zaczynać niemal od początku. Ale udało się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński