Lęk dopadł go później, gdy koledzy odchodzili z tego świata jeden po drugim.
Patryk to jeden z mieszkańców ośrodka dla narkomanów i chorych na AIDS w podkoszalińskim Darżewie.
O tym, że jest zarażony wirusem HIV, 30-letni dziś mężczyzna dowiedział się w więzieniu.
Patryk: dla heroiny robił wszystko
Policja przyłapała go na posiadaniu narkotyków. Nie tyle martwiła go wpadka,
co fakt, że stracił działkę heroiny. I ta nieznośna myśl, że zaraz dopadnie go narkotykowy głód. Dopadł go w areszcie.
- Domyślałem się, że mam wirusa. Byłem prawie pewny - opowiada o reakcji na wynik badania próbki jego krwi. - Szczerze mówiąc, wtedy było mi to zupełnie obojętne.
Narkotyki zaczął zażywać od piętnastego roku życia. Od razu ostro: makowy kompot
w żyłę. Najpierw penetrował cudze ogrody w poszukiwaniu maku. Potem narkotyki,
głównie heroinę, kupował na bajzlu, czyli w miejscach, gdzie powszechnie są dostępne.
Potrzebował coraz większych działek, a więc coraz większych pieniędzy na nie.
W końcu musiał wstrzykiwać sobie heroinę trzy razy dziennie!
- Matkę okradłem ze wszystkiego. Z domu nie było już czego wynieść - wspomina
Patryk. - Wtedy na poważnie zacząłem kraść w sklepach.
Sam się trochę dziwi, że znalazł się w ośrodku w Darżewie. Jak sam mówi, zatliła
się w nim chyba ostatnia iskierka życia.
- Byłem przekonany, że nigdy z tego nie wyjdę. Że jestem bez szans. Mówiąc prawdę, to ja wcale nie chciałem wyjść z nałogu. Może brakowało mi odwagi, żeby
na trzeźwo zmierzyć się ze świadomością życia z HIV- -em? - podejrzewa.
Janusz: wciągnął w to ukochaną
Janusz miał świadomość, że zarazi Agę wirusem HIV. Jednak w schorowanej od ćpania psychice zrodziła się myśl, że ta okropna prawda na zawsze ich połączy we wspólnym już nieszczęściu.
Leżeli obok siebie w pokoju hotelowym i rozmawiali o bezsensie życia. Jakoś tak
mimochodem Janusz spojrzał przez okno, zobaczył ogród, a w nim rosnący mak. Pokusa zwyciężyła.
- Pokażę ci piękniejszy świat, jakiego w życiu jeszcze nie widziałaś - powiedział do zakochanej dziewczyny, która jeszcze w tym momencie była wolna od nałogu.
Już na haju Janusz powiedział Agacie, że jest nosicielem wirusa HIV i mógł ją zarazić.
- Przyjęłam to spokojnie, właściwie - obojętnie. Może dlatego, że też byłam naćpana? - zastanawia się Aga. - Nie, nigdy nie miałam do niego pretensji o to, że mnie zaraził. Różne myśli błąkają się w chorej psychice. I ja to wiem.
Wkrótce ten ich "piękny świat" okazał się istnym piekłem. Ćpali i kradli, żeby
mieć na narkotyki. Kradli i ćpali. Wycieńczeni od heroiny, wyniszczeni (szczególnie
on) od zadomowionego w nich na dobre wirusa HIV, trafili do ośrodka w Darżewie. Właściwie bez wiary, że kiedykolwiek powrócą do życia.
- Potem było półtora roku strasznych zmagań, zwątpień i nadziei - dziś już ze spokojem i łagodnym uśmiechem na twarzy opowiada Janusz, który od wielu lat w ośrodku jest psychoterapeutą. I dodaje po chwili namysłu: - Uzależnieni i chorzy ludzie muszą wiedzieć jedno, że dół, choćby najgłębszy, to jeszcze nie grób.
Henryk: pięć wyroków za narkotyki
Henryk jutro się dowie, czy jest nosicielem śmiercionośnego wirusa. Od wielu dni
przygotowuje się na przyjęcie tej wiadomości.
- Czuję napięcie - przyznaje. Za chwilę dodaje: - Może być "plus". Po różnych bajzlach brało się towar: pięciu z jednej strzykawki. Naprawdę zdziwiłbym się, gdybym miał czystą krew.
"Gdzieś tam w kraju" Henryk ma żonę, choć na dobrą sprawę nie wie, gdzie. Pobrali się, chociaż Henryk dokładnie nie wie, w którym momencie swojego życia. Ona też była narkomanką, ale - jak podkreśla Henryk - wyszła z nałogu.
Pił od trzynastego roku życia. Jako osiemnastolatek już był alkoholikiem i narkomanem. Zaczął od wąchania kleju i rozpuszczalników. Potem nauczył się produkcji polskiego kompotu ze słomy makowej. Ma na koncie pięć wyroków:
za posiadanie, produkcję i rozprowadzenie narkotyków.
Jeszcze przed wojskiem zdążył odsiedzieć w więzieniu szesnaście miesięcy.
Zaliczył "nieskończoną liczbę" odtruć. Dwukrotnie leczył się z narkomanii w Monarze.
Po drugim, prawie już dwuletnim pobycie, był przekonany, że problem ma z głowy.
- W ośrodku złamałem abstynencję seksualną, z dziewczyną, która też tam była na leczeniu - Henryk nie owija w bawełnę - Stąd nie było mi dane dokończenie terapii.
Na dworcu znalazł go przyjaciel, z którym onegdaj wspólnie ćpali. Henryk dziwi
się, że kolega go rozpoznał, taki był wynędzniały i wyniszczony przez różne wynalazki.
Kolega pomógł mu dotrzeć do Darżewa.
- On jest teraz terapeutą w ośrodku pod Wrocławiem. Trzy razy życie mi ratował -
Henryk jest mu bezgranicznie wdzięczny.
Spod klosza
Patryk w Darżewie jest od roku. Przed nim najtrudniejszy moment. Po raz
pierwszy samodzielnie wyruszy poza ośrodek. Będzie szukał pracy w Koszalinie.
- Mam lęki - nie ukrywa. - Od wielu dni zastanawiam się, czy jestem już gotów na zmierzenie się z życiem.
Jeszcze przez pół roku Patryk będzie pod kloszem w Darżewie. Potem chciałby
osiąść na stałe w obcym dla niego Koszalinie. Z dala od znanych mu skwerów,
parków, ławeczek, klatek schodowych i kolejowego dworca w rodzinnym mieście.
Spróbuje wrócić do życia z dala od miejsc, które jednoznacznie mu się kojarzą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?